Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nagrzany.Rozpalonesłońcerobiłoswoje.Potlałsię
strumieniami.
Tataszedłwmiaręprostodomomentu,gdyspotkał
pierwszychkumpliodbutelki.Zatrzymałsię,został
poczęstowany,przyjąłzzadowoleniem.Tymczasem
jastałemzboku,niewiedzączupełnie,ocochodzi.
Wtedyniezdawałemsobiejeszczesprawy,żemójojciec
jestdegeneratemniszczącymswymnałogiemrodzinę
odśrodka.Niewiedziałem,żetakbyłojużwcześniejani
żebędzietotrwaćdojegośmierci.Nierozumiałem
świata.
Tato,chodźjuż.Niezdążymynamecz.Ciągnąłem
gozarękawzcałychsił,aleonbyłsilnyjaktur.Nawet
poalkoholu.
Totwójsyn?zapytałjedenzkolegów.Człowiek
ofioletowymnosie,wątpliwejaparycjiiubiorze,który
zapewnemiałnasobieprzezminimumtydzień.Zresztą
smródodniegobijącytylkotopotwierdzał.Kolega
pociągnąłostrozbutelki.Kilkakropeluciekłozustitrafiło
nakoszulkę,któraczasyświetnościmiałajużdawno
zasobą.
Chceiśćnamecz,atosportdladebili.
Cobędzieszchłopakowibronił?Możesamkiedyś
zostaniewielkimpiłkarzemibędzieszmiałodkogo
pieniądzenawinopożyczać.
Dobrzegadasz.Poraiśćpowiedziałtatainawet
namnieniepatrząc,udałsięwkierunkugłównejulicy
miasta.
Rynek,mnóstwoludzi,ciężkobyłoprzejść.Dwarazy