Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁII
Zzarogukamienicywyszłytrzypostacie,każdawielkości
kilkuletniegodziecka.Ichskórabyłaszarobłękitna
złuskami,międzypalcamirąkinógznajdowałasiębłona,
anagłowiewidniałowgłębieniewypełnionewodą.
Kappy.Małe,aleniebezpiecznestwory,wysysającesiły
witalneorazwnętrznościswoichofiar,wpatrywałysię
wnaszłowieszczo,lecznieruszyływnasząstronę.
–Zabawaprzerwana!Zabawaprzerwana!–krzyknął
zezłościąjeden.
–Przerwana!Przerwana!–wtórowałamupozostała
dwójka.
–Myślę,żewartobraćnogizapas–wyszeptał
czarnowłosy,cofającsiępowoli.
–Niesądzę–stwierdziłam.–Będąnasgonić,asą
bardzowytrzymałeitrudnosięichpozbyć.
Stworyzaczęłyrobićmałekroczkiwnasząstronę.
Ucieczkabyłabywtakimprzypadkunaturalnym
odruchem,alenakappynicbytoniedało.Zgonitwy
zaludźmiczerpałyogromnąprzyjemność,byłatodlanich
wyśmienitarozrywka.
Wielesłyszałam,atakżeuczyłamsięomagicznych
stworzeniach.Nienależałooceniaćichpowierzchownie,
gdyżczęstomałeiniepozornegatunkibyłynajbardziej
krwiożerczymibestiami.Jednaknawetnajgorszeznich
miałyjakieśsłabepunkty.
Wtejchwilibyłtylkojedensposóbnato,