Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Aletywkroczyłeśdoakcjiijąocaliłeś.–Senprzewróciłaoczami.
Nienawiść,jakążywiłamdotejkobiety,zaczynaławemnie
wygrywaćzezdrowymrozsądkiem.Poczułam,żerobiękrok
doprzodu.
–Gratuluję,udałocisięprzyprowadzićkolejnągębę
dowykarmienia!–parsknęła.
–Dobrze,żemiprzypomniałaś…–Colezsunąłzramienia
wypchanyplecakirzuciłgojednejzZielonych.–Natknąłemsię
nasklep,awnimnachłodnięzzapasemprzyzwoitychowoców.Nie
mategodużo,aletoitaklepszeodśmieci,którymiżywiliśmysię
ostatnio.
Dziewczynka,którazłapałaplecak,wyglądała,jakbyColewłaśnie
wręczyłjejtorturodzinowy,którysamodzielniedlaniejupiekł
ipolukrował.Pulpetbłyskawiczniedoniejdoskoczył–równiedobrze
mógłbysięteleportować–izacząłrozpakowywaćzapasy.Pozostali
poszliwjegoślady.
−Dziękuję,niejestemgłodny–odparłCole,kiedywpodzięce
dziecichciałymuwręczyćcałejabłko.
KiedyodwróciłsiędoSen,najegotwarzyciąglegościłuśmiech,
którypodjejpełnympogardyspojrzeniemzrobiłsięjeszczeszerszy.
Wjegoopanowaniu,wtym,jakpochyliłgłowęwprawo,czaiłosię
jednakcośniebezpiecznego.Byłjakzapałka,czekająca,byotrzećsię
ocośchoćodrobinęszorstkiego.
−Jestemtrochęzaskoczony,Sen.Sądziłem,żebardzosięucieszysz
zkogośtakiegowzespole.Kiedywkońcusięstądwydostaniemy,pani
senatorniebywalesięnamprzydawprzekazaniureszcieświatawieści
otym,corobimy–powiedziałwkońculekkimtonem.–Zaczynamy
nowyrozdział,prawda?
Niestety,Senzupełnieniebyłazainteresowananawiązaniem
współpracyzresztąświata.Chciałapuścićzdymemnaszświat.
WsłowachCole’adrzemałojednakpytanie,będącejednocześnie
wyzwaniem.Imdłużejmówił,tymbardziejnerwowopozostaliagenci
przestępowaliznoginanogęitymczęściejrzucalisobieukradkowe