Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nawetpodwiązkipodtrzymującepończochyponad
kolanaminacałkiemkształtnychnogach.Ajejbuty?Ach,
marzenie!Ztłoczonejjasnobrązowejskórki,sięgające
dopółłydki,zapinanenamisternehafteczki.Koniecznie
takiemusisobiekupićzatępierwsząpensję.
PannaKlementynaostrożnie,jakbyzobawąwyciągnęła
ręce,dotknęłanóg,przejechaładłońmipokibici.
–Cudprawdziwy,alechybanicminiejest
–powiedziałaraczejdosiebieniżdoMagdy,apotem
niezręcznie,opierającsięnaparasolce,spróbowała
wstać.Widaćjednaknieocknęłasięjeszczezupełnie
zprzestrachu,bozachwiałasięipewnieklapnęłabysobie
natęczęśćciała,którejeleganckiejkobiecienie
wypadałonazywać,gdybynieto,żezmgływyłoniłsię
młodyczłowiek,wysokiicienkijaktrzcina,ale
dostateczniesilny,bydoponownegoupadkunie
dopuścić.
PannaTańskajużnatyleoprzytomniała,żerozpoznała
swoichratowników.
–PannaŻarska–westchnęła.–PanSuchecki.
Uśmiechnęłasiędonichuśmiechemnibychłodnym,
zdystansowanym,arystokratycznym,aleuroczym,takim,
jakimtylkoonapotrafiłasięuśmiechać,ipozwoliłasię
zaprowadzićdoapteki.
AptekapaniKonieczkowejbyłamiejscem,doktórego
Madziazawszelubiłaprzychodzić.Zaladąwśródwag,
fiolekimoździerzyzwyklestałaktóraśzestarszychcórek
paniaptekarzowej,aonasama,wieczniewstanie
błogosławionym,zasiadałazawielkąmetalowąkasą
istamtądzarządzałasklepem,domemilicznąrodziną.
Niktchybaniewiedział,ilebyłopanienKonieczkówien,