Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
się,czyczujetosamopulsowaniewklatcepiersiowej.
Jakbympatrzyłanaduchataty,którynigdynie
prze​sta​nienasna​wie​dzać.
Takmyślałem,żewastuznajdę.Uśmiechasię
domnieiotwieraramiona.Przytulamsiędoniegoichoć
tonieobjęciataty,natylepodobne,żemogę
uda​wać.Jużpra​wiekwa​dranspo.
Od​su​wamsię.
I?
Bab​ciawzdy​cha.
Chybaczasza​cząćpraw​dziwąim​prezę.
Oczy​wi​ścieod​po​wia​dam,gdyza​czy​namro​zu​mieć.
Powszechniewiadomo,żeprzyjęciaRosewoodówstają
sięnaprawdęniezapomnianedopieropotorcie,kiedy
zaczynapłynąćwino,ameblewsaliwizytowejzostają
przysuniętedościan,przezcotworzysięogromny
parkiettaneczny.Nawetnajbardziejkonserwatywni
miesz​kańcymia​stapusz​czająwtedywo​dzefan​ta​zji.
Przechodzimyprzezbramęiprawiezahaczamopęd
dzikiegowiciokrzewu,alewujekArborwporęchwyta
mniezara​mię.
Dziękimamroczę,żałując,żeniepojawiłsięnieco
póź​niej.Cobab​ciachciałapo​wie​dzieć?
Sercewalimiwpiersi.Możecośomoich
osiemnastychurodzinach,któreprzypadają
nadwudziestegoósmego.Znadziejąmyślęotym,
żemożezamierzaporozmawiaćzemnąoRosewoodInc.,
możezaczniewdrażaćmniedopracy,nacotakczekam.
Potor​ciepo​ru​szętente​matpo​now​nie.
Mijamybasen,terazpusty.Dwóchkelnerówstoiprzy
tylnychpodwójnychdrzwiachiotwierajedlanas.Kiwam
głowąwpo​dzię​ko​wa​niu,wcho​dzącdokli​ma​ty​zo​wa​nejsali