Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
odgarnąłzczołaopadającykosmykwłosówiuśmiechnął
sięzapraszająco.Dłużnyzamknąłzasobądrzwiirozejrzał
siędookoła.Salazciemnymistolikamibyłazupełnie
pusta.TowłaśniestamtąddobiegałgłosLouisa
Armstronga.
Otwarte?
Oczywiście,zapraszam.Barmanwyszedłzza
kontuaruiwskazałmusalę.Proszębardzo.
Zbigniewzostawiłkurtkęikaszkietnawieszakuprzy
drzwiach,apłatkiśnieguskorzystałyzokazji,bystopnieć
izasprawącienkichstrużekwodyzorganizowaćpod
kurtkąmikrojeziorko.Językoznawcaskręciłwstronę
stolików.Mijająckontuar,kątemokadostrzegłstos
czasopism.Tknęłogojakieśprzeczucie,zatrzymałsię
więcprzynim.Zezdumieniemstwierdził,żepatrzy
nadoskonaleznanemutytuły,czyli„Przekrój”,„Szpilki”,
„TygodnikPowszechny”,„Wprost”i„WieczórWrocławia”.
Przełożyłkilkapismipodnimidostrzegłstarenumery
„Przyjaciółki”.Niewierzyłwłasnymoczom.
Totakietamstarepismajakbyniecoodniechcenia
poinformowałgopracowniklokalu,choćniebyłotakiej
potrzeby,bodoskonalebyłowiadomo,coprzed
Zbigniewemleży.
Właśniewidzę.Wszystkiezlatosiemdziesiątych.
Fenomenalne.Skąd…
Och,poszperałosiętuitam,popytałopoznajomych.
Barmanmachnąłlekceważącoręką.Niesamowite,ile
rzeczyludzieprzechowująnaprzykładnastrychu.
Czasemnawetsamiotymniewiedzą.Przyniosłem
jetutaj,bo,no,robiąklimat.Wsalijestjeszczekilka,leżą
kołopatefonu.
ZbigniewDłużnynieodpowiedział.Stałjakwmurowany
przedstosemczasopism,trzymającwrękach
„Przyjaciółkę”,iprzeglądałstronępostronie,sukcesywnie
zmierzająckutemu,cochciałzobaczyć.Iznalazł.Pisany
lekkimpiórem,zajmującyniecałąstronęobyczajowy