Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wystarczy,żebyakceptowałafakt,żechociażbyteraz
przewieszaprzezjejdelikatnebarkiswojemokre,
spoconeramię.
–Nawetotymniemyśl.Cameronzjadatakichjak
tynaśniadanie–ostrzegaStu,podążajączamoim
spojrzeniem.
–Niewiem,oczymmówisz.Oniczymniemyślę–
mamroczę.
–Odkiedytrochęmusięurosło,uważa,żejestlepszy
odwszystkich.Raznawetpróbowałspuścićmojebuty
wkiblutylkozato,żewpadłemnaniegonakorytarzu–
mówi.–Przezcałydzieńmusiałemchodzić
wnasiąkniętychgównemvansach.
OdrywamwzrokodSereneispoglądamnaswojebuty.
Chybaniespodobałabyimsiępodobnakąpiel.
Stupochylasięwmojąstronę.
–Słyszałem,żewtenweekend,podnieobecność
swojejmatki,zrobiłamulaskę.
–Gdzietu,kurwa,sprawiedliwość?–burzysięOliver.–
Jawweekendmusiałempomagaćbabciposprzątać
garaż.Przekopywałemsięprzezstosyjejperukisiatek
nawłosy.
ObracamsiędoStu.
–Skądtowiesz?
–Nieomieszkałpochwalićsiętymnadrużynowym
czacie.Nadalnanimjestem–mówiStu,niekryjąc
radościzfaktu,żeniezostałwykopanyzgrupy.
Wyciągatelefon,aNoahiOliverobracająsięipatrzą
wjegostronę.Mamochotęwyrwaćmutegosmartfona
irzucićnimprzezboisko.Niemogęuwierzyć,
żeCameronjesttakimburakiem,żebychwalićsiętym
nagrupie.Ajednocześnie...tobyłobardzowjegostylu.