Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wystarczy,żebyakceptowałafakt,żechociażbyteraz
przewieszaprzezjejdelikatnebarkiswojemokre,
spo​conera​mię.
Nawetotymniemyśl.Cameronzjadatakichjak
tynaśniadanieostrzegaStu,podążajączamoim
spoj​rze​niem.
Niewiem,oczymmówisz.Oniczymniemyślę
mam​ro​czę.
Odkiedytrochęmusięurosło,uważa,żejestlepszy
odwszystkich.Raznawetpróbowałspuścićmojebuty
wkiblutylkozato,żewpadłemnaniegonakorytarzu
mówi.Przezcałydzieńmusiałemchodzić
wna​siąk​nię​tychgów​nemvan​sach.
OdrywamwzrokodSereneispoglądamnaswojebuty.
Chybaniespodo​ba​łabyimsiępo​dobnaką​piel.
Stupo​chylasięwmojąstronę.
Słyszałem,żewtenweekend,podnieobecność
swo​jejmatki,zro​biłamula​skę.
Gdzietu,kurwa,sprawiedliwość?burzysięOliver.
Jawweekendmusiałempomagaćbabciposprzątać
garaż.Przekopywałemsięprzezstosyjejperukisiatek
nawłosy.
Ob​ra​camsiędoStu.
Skądtowiesz?
Nieomieszkałpochwalićsiętymnadrużynowym
czacie.NadalnanimjestemmówiStu,niekryjąc
ra​do​ścizfaktu,żeniezo​stałwy​ko​panyzgrupy.
Wyciągatelefon,aNoahiOliverobracająsięipatrzą
wjegostronę.Mamochotęwyrwaćmutegosmartfona
irzucićnimprzezboisko.Niemogęuwierzyć,
żeCameronjesttakimburakiem,żebychwalićsiętym
nagrupie.Ajednocześnie...tobyłobardzowjegostylu.