Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
UlicaTopolowawychodziłanalotnisko,iskrzącesięróżowym
wzachodzącymsłońcuśniegiem.
Weszlinatrzeciepiętro.Alicjaotworzyładrzwizzatrzasku.
Niemaszpojęcia,jakkochamtotwojemieszkanko-odezwał
sięCzuchnowski.-Zakażdymrazem,gdytusięznajdę,mamuczucie
przybiciadoportu.
Och,jakieżkwiecisteporównanie!Alejeżelijużtakchcesz,
toporttenmazamałodoków.
Botojestport...kameralny.
Alu!Alu!-rozległsięzgłębimieszkaniagłosdziewczęcy.
Zaraz,mała!
Dzieńdobry,pannoJulko!-zawołałCzuchnowski.
Dzieńdobrydoktorowi!
Niepójdędoniej,pókiręcesięniezagrzeją-powiedział.
Alu!-krzyczałaJulka.-Czyjużwpakowałaśkogoś
dowięzienia?
Niewrzeszcz,bogardłociębędziebolało!ZarazWładek
przyjdziedociebie.Jamuszęzajrzećdokuchni.
WmałejkuchencekrzątałasięstaraJózefowa,mruczącswoje
wieczornepacierze.Alicjaniezapytałaonic,wiedziałabowiem,
żeJózefowaitaknieodpowie,pókidanejmodlitwynieskończy.
Pogodziłasięoddawnaztymzwyczajemstaruszkiisamazajrzała
dogarnków.
Zupapomidorowabyłajużwporządku,alesztufadamusiałasię
jeszczepoddusić,liczącnaoko,zpółgodzinki.Kompotstygł
naoknie,astojąceoboktalerzezresztkąrosołuikośćmikury
świadczyły,żeJulkajużjestpoobiedzie.
Alicjaweszładoswegopokoju,poprawiławłosyprzedlustrem,
lekkoprzypudrowałanosiposzładoJulki.
Czuchnowskisiedziałprzyniejnałóżkuiliczyłpuls.
Julkawyciągnęławolnąrękęi-żebydoktorowinieprzeszkodzić
-posłałaAlicjimilczącegobuziaka.
Wyglądałaznacznielepiejniżrano.Oczyjejbłyszczałyimiała
zarumienionepoliczki.
Jakażonaśliczna-pomyślałaAlicja,przyglądającsięjej