Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wpadać.–Upiłałykwodyidodała:–Przepraszam,
tozabrzmiałoegoistycznie.
–Nie,nie.Zupełniesięzgadzam.Szczerzemówiąc,
uważam,żekiedydzieckosięurodzi,będziemyspędzali
więcejczasuwmieszkaniu.Alejeszczeniemówiłam
tegoAntoine’owi.
–Wieszco?Myślę,żekiedyAntoinezobaczymaluszka,
totaksięwnimzakocha,żezrobiwszystko,
comupowiesz.
Marinewypiłaresztkęwody.
–Możliwe,żemaszrację.Mówiłamci,żematakiego
fiołanapunkcieedukacjinaszegodziecka,żepolicjanci
ipozostalipracownicyPałacuSprawiedliwości
prowadzązakłady,doktóregoprzedszkolajepoślemy?
Sylviewybuchnęłaśmiechem.
–CzyAntoinewie,żewiesz?
–Nie.Dowiedziałamsięodmamy.
–Co?!
–Oczywiściepodsłuchałaotymnapróbiechóru
wSaint-Jean-de-Malte.Czyjśsyncoświedział…Znasz
terzeczy.
Sylvieudała,żesiętrzęsie.
–Przypomnijmi,żebymomijałatenkościół.Tamżaden
sekretsięnieuchowa.
–Chceszkawęczycośdojedzenia?–zapytałaMarine.
Sylvieuśmiechnęłasięnieśmiało.
–Niemiałabymnicprzeciwkozanurzeniusię
wbasenie.