Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jedynieścieżkąwśródmurawy.NimFabrycyujechałpięćsetmetrów,
końzatrzymałsię:trupleżałwpoprzekścieżki,przyprawiając
owzdrygnięciejeźdźcaiwierzchowca.
TwarzFabrycego,zazwyczajblada,przybrałaodcieńzielony;
markietankaprzyjrzawszysiętrupowi,mruknęładosiebie:„tonie
znaszejdywizji”.Następnie,spojrzawszynanaszegobohatera,
parsknęłaśmiechem.
–Cha,cha!Malcze!–wykrzyknęła.–Niecacy?
Fabrycystałzdrętwiały.Najbardziejuderzyłygostraszliwiebrudne
nogitrupa,któregojużobdartoztrzewików,zostawiającmujedynie
nędznespodniesplamionekrwią.
–Chodźno–rzekłamarkietanka–zejdźzkonia,musiszsię
przyzwyczaić.O,patrz!–wykrzyknęła.–Dostałwsamągłowę!
Kula,wszedłszywokolicynosa,wyszłaprzeciwnąstroną,
zniekształcającohydnietrupa;jednookomiałotwarte.
–Złaźże,malcze,iweźgozarękę,zobaczymy,czycięuściśnie.
Bezwahania,mimoiżwpółomdlałyzewstrętu,Fabrycyzeskoczył
zkonia,ująłtrupazarękęipotrząsnąłniąmocno;poczymstałchwilę
jakmartwy:czuł,żeniemasiływsiąśćnakonia.Najbardziej
przejmowałogowstrętemtootwarteoko.
„Markietankapomyśli,żejestemtchórz”–myślałzgoryczą.Ale
niepodobnamubyłouczynićkroku;upadłby.Byłatostrasznachwila;
Fabrycyczuł,żebliskijestwymiotów.Markietankaspostrzegłato,
skoczyłażwawoipodałamubezsłowakieliszekwódki,którąwypił
jednymhaustem;poczymmógłwsiąśćnakoniaijechałdalej
wmilczeniu.Markietankaspoglądałanańodczasudoczasuspodoka.
–Będzieszsiębiłjutro,mały–rzekławreszcie–dziśzostaniesz
zemną.Samwidzisz,żemusisznawyknąć.
–Właśnieżenie;jachcęsiębićzaraz!–wykrzyknąłnaszbohater
zponurązawziętością,któraspodobałasięmarkietance.Hukstawałsię