Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
corazmocniejszyijakbybliższy.Strzałyzlewałysięwjedenbasowy
pomruk;niebyłożadnejpauzymiędzyjednymstrzałemadrugim,
anatletegociągłegobasu,przypominającegołoskotdalekiego
strumienia,możnabyłorozróżnićsalwykarabinowe.
Wtejchwilidrogazapuściłasięwmałygaik.Markietankaujrzała
kilkunaszychbiegnącychpędemwjejstronę;zeskoczyłalekko
zwózkaiukryłasięokilkanaściekrokówoddrogi.Zaszyłasięwjamę
powstałąpowyrwiewielkiegodrzewa.„Pokażesię–pomyślał
Fabrycy–czyjestemtchórz!”.Stanąłkołoopuszczonegowózka
iwydobyłszablę.Żołnierzeniezwrócilinańuwagiiprzebieglipod
samymlasem,nalewooddrogi.
–Tonasi–rzekłaspokojniemarkietanka,wracajączdyszana
dowózka.–Gdybytwójkońzdolnybyłgalopować,posłałabymcię
naprzódażnaskrajlasu,zobaczyć,czyjestktonarówninie.
Fabrycyniedałsobiedwarazypowtarzać,ułamałwitkętopolową,
odarłjązliściizacząłokładaćkoniacosił;szkapapuściłasięchwilę
galopem,poczymwróciładotruchcika.Markietankawypuściłaswego
koniagalopem.
–Czekajno,czekaj!–krzyczałazaFabrycym.
Niebawemznaleźlisięobojewotwartympolu.Dotarłszynaskraj
łąki,usłyszelistraszliwyhałas,armatyikarabinygrałyzewszystkich
stron,naprawo,nalewo,ztyłu.Ponieważlasek,zktóregowyjechali,
rósłnawzgórkunajakieśosiemlubdziesięćstópnadrówniną,ujrzeli
dośćwyraźniekawałekbitwy;alewłaściwienałączceniebyłonikogo.
Łąkętęodcinał,odobretysiąckroków,długirządbujnychwierzb;nad
tymiwierzbamiwidaćbyłobiałydym,któryniekiedywzbijałsiękrętą
smugąkuniebu.
–Gdybymtylkowiedziała,gdziejestmójpułk–mówiła
markietankaskłopotana.–Niemożemyjechaćprzeztęłąkę.Słuchaj,
ty–rzekładoFabrycego–jeżelinatknieszsięnawroga,bierz
goodrazusztychem,niebawsięwrąbaninę.