Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Budzimniecośmokregonatwarzy,agdyotwieramoczy,
widzęprzedsobątowielkiepsiskozjednymokiem
brązowym,drugimniebieskim.
Zac,hej,piesku.Głaszczęgopowielkiejgłowie
iprzeciągamsięniczymkotka.
Znajdujęsięznówwtejsamejsypialnicopoprzedniego
dnia,więcHuntermusiałmnietuzanieść.Nicnieczułam.
Muszębyćjeszczebardzosłaba,skoroztakąłatwością
zasypiamkamiennymsnem.
Jedyne,czegoterazpotrzebuję,tokąpiel.Marzę
owanniewypełnionejpachnącąwodą.Narzucam
nasiebiebluzę,którąznajdujęnafotelu.Musinależeć
domojegogospodarza.Pachniedrzewemsandałowym
idymemzcygara.Zaciągamsięmocnotymzapachem,
lekkokręcimisięwgłowie.Coścudownego.Jest
namniekilkarozmiarówzaduża,ajejdługierękawy
zwisająmiterazbezwładniedalekopozadłońmi.
Podwijamjeinaciskamnaklamkę.
Uchylamdrzwiodpokoju,alewcałymdomkupanuje
cisza.Napalcachprzemierzamniewielkikorytarz.
Kuchniawygląda,jakbyniktwniejdzisiajnieurzędował.
Wszystkoleżynaswoimmiejscu.Jestczystoischludnie,
niechcemisięwierzyć,żemieszkatutajtylko
mężczyzna.
Hunter?wołamnatyległośno,nailepozwala
mibolącegardło.
Odpowiadamicisza.
Wzruszamramionami,chwytamjabłkoleżącenablacie
iwyruszamnaposzukiwaniałazienki,bodotejpory
korzystałamtylkozosobnej,małejtoalety,wktórej
znajdowałysięjedyniesedesiumywalka.Odnajduję
bardzoszybkoizradościąpatrzęnacałkiemsporą,