Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sięnamiejscu.Podrzeczonymnumeremsiedem
przywitałamnieeleganckoodrestaurowana,trzypiętrowa
kamienica.Mojeczujneokoprawiedetektywaprędko
wyłapałoniedomkniętedrzwi,wśliznęłamsięwięc
dowewnątrz.Pokonującpotrzystopnienaraz,wbiegłam
podekscytowananaostatniepiętro,tużpodśrodkowe
drzwi.
„Dzwonić?Wśrodkunocyteż?Skorokazali”.
Nadusiłamprzyciskiczekałam.Przeszywałmniesilny
prądekscytacji,którychwilowouśmierzyłzmęczenie.
Wydawałomisię,żetryskamenergiąigdybyzaszła
potrzebamogłabymprzenosićgóry.
Zamekzgrzytnąłidrzwisięuchyliły.
Dosłowniezaniemówiłam.Ułożyłamsobiewgłowie
różnescenariuszetegospotkania,aletegodoprawdynie
przewidziałam.Spodziewałamsięsiwychwłosów
iwielkichokularów.Tymczasemmoimoczomukazałsię
umięśnionytorsozdobionybursztynemnarzemyku.
Ażebyłniewieleponiżejwysokościmoichrównie
bursztynowychoczudopieropochwiliuniosłamgłowę
iprzyjrzałamsiętwarzy.Sercezabiłomimocniej.
Pomyślałam,żestojęwłaśnieprzednajprzystojniejszym
blondasem,jakiegokiedykolwiekwidziałam.Mocno
zarysowanaliniażuchwy,wysokiekościpoliczkowe,
wyraźny,prostynos,pełneustaiprzydługieblondwłosy
opadającewstronęzielonychoczu.Noitawypakowana
klata,któranapewnozawładnęłasercemniejednej
kobiety.
Kimpanijest?Idlaczegobudzimniepaniwśrodku
nocy?zabrzmiałniskim,głębokimgłosem.
SzukampanaWojnickiegoodpowiedziałamobcym
mi,wstydliwymtonem.