Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
BożeAniołycielesnegorozkładu.Pomyśl,jakbyłoby
strasz​nie,gdybyniebyłośmierci!
Czyjawtojesz​czewie​rzę?za​sta​na​wiasięToby.
Je​ślisięprzyj​rzećzbli​ska,wszystkowy​glądaina​czej.
Nadachustoikilkakwietnikówzezdziczałymiroślinami
ozdobnymi,kilkaławekzesztucznegodrewna.Niegdyś
byłotuzadaszeniechroniąceprzedsłońcem,rozkładane
późnymipopołudniami,aleporwałjewiatr.Tobysiedzi
naławce,obserwującteren.Podnosilornetkędooczu,
lustrujeokolicęzlewanaprawo.Drogaobsadzona
pobokachróżoświetlikami,zaniedbanymi
iprzypominającymiwystrzępioneszczotkidowłosów,
ichfioletowelśnieniebledniewewzmagającymsię
świetlednia.Wjazdodzachoduspowitywróżową
powłokęsolarnąimitującąsuszonącegłę.Zabramą
bez​ładnaplą​ta​ninasa​mo​cho​dów.
Grządkikwiatowestłamszoneprzezmlecziłopian,
nadktórymifruwająogromneakwamarynowećmy
kudzu.FontannyzbasenamiwformiemuszliŚwiętego
Jakubawypełnionymistojącądeszczówką.Parking
zróżowymwózkiemgolfowymidwomaróżowymi
minivanamizNowyTy,nakażdymznichlogo
wkształciemrugającegooka.Woddalinadrodze
kolejnyminivanpozderzeniuzdrzewem.Kiedyśzjego
oknazwie​szałosięludz​kiera​mię,aleznik​nęło.
Naszerokichtrawnikachwybujałozielsko.Niskie
nieregularnekopczykiporosłytrojeścią,przymiotnem
iszczawiem.Tuiówdziestrzęptkaniny,połyskkości.
Tomiejsca,gdziepadliludzie,jedniprzecinająctrawnik
wbiegu,innipowoli,słaniającsię.Tobypatrzyła
wówczaszdachuprzykucniętazakwietnikiem,alenie
obserwowałaichdługo.Niektórzyztychludziwzywali
pomocy,jakbywiedzieli,żeonatamjest.Jakjednak