Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
OczyPaulauśmiechałysięciepło.Jasnoniebieskie
iprzejrzyste.TypowybłękitBleulerów,pomyślałJori.Ten
samodcieńmiałyoczyPauline,kiedyjejszarynastrój
rozpierzchałsięnakilkadni.Joritęskniłzatymbłękitem,
tęskniłzanimnadal.
–Zeszczuplałeś.Cośmisięzdaje,żebrakuje
ciszwajcarskiejkuchni–orzekłPaul.
–Zatotymaszwięcejwłosów.
–Tomidodajepowagi.–Paulsięgnąłdłoniąkubrodzie,
którabyłataksamorzadkajakwłosynagłowie.Porastała
jegoszczękęniczymstarannieprzystrzyżonatrawa.
Joripowstrzymałsięodkomentarza.Odkądpiętnaście
lattemuwyrósłmunabrodziepierwszyczarnywłos,
przypominającykłujkękleszcza,goliłsięcodziennie.Nie
lubiłbród.Nasamichwidokczułswędzenie,niemówiąc
otym,żeuważałjezasiedliskopasożytówibakterii.
Zbrodąmiałbywrażenie,żepokażdejsesji
terapeutycznejzanosichorobępacjentadodomu.
–Cotojest?–Paulsięgnąłpozerwanyplakat.Jorinie
zdawałsobiesprawy,żetrzymagowręku.Terazbyłojuż
zapóźno,bysięgopozbyć.–FolisBerżer?–Uśmiechnął
sięznacząconawidokpółnagichkobiet.Jorizauważył,
żejegofrancuszczyznabrzmibardzoniemiecko.–Nasze
planynawieczór?
–Nie!–Joripoczerwieniał.Zawstydzony,przyciągnął
plakatdosiebie,jakbyodwiedzanievarietéwParyżu
stanowiłocośgorszącego.–Dzisiajwieczorem
mamiejscewtorkowyodczytwSalpêtrière.
–Wiem.Zestorazywspominałeśotymwlistach.
JakbyHipokrateswewłasnejosobieprzedstawiałnas
pacjentom.–Paulsięroześmiał.
Jorirozejrzałsię,poczymruszyłwstronękosza
naśmieciprzymocowanegodolatarniparękrokówdalej
iwrzuciłdońzgniecionyplakat.Publicznekosze
naodpadybyłynowinkąwmieście.Niejakimonsieur
Poubellekazałjezainstalowaćwtymroku.Wkrótce
mianonawetwprowadzićsegregowanieśmieci.Poubelle
chciałzobowiązaćwłaścicielidomówdowystawiania
przedkamienicetrzechpojemników:naodpadki