Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
oosobistychsprawachznajomejpannywtowarzystwiemłodego
doktora.
–Słyszałeś?–zaśmiałsięMarcin.–Będzieszmógłuderzyć
wkonkury!–Topowiedziawszy,podniósłsięzkrzesłaipodałramię
małżonce.–Czasmiłopłynienapogawędce,alemusimysięjuż
pożegnać.Wynajęliśmypokoikwniewielkimhotelu.Dorożkarz
czeka,bynastamzawieźć.
–Ależniemusiciejechać!–zaoponowałGliński.–Możecie
przenocowaćumnie.
–Dzięki,przyjacielu,aleniechcemyzawracaćcigłowy.
ZostaniemywZbarażutylkoprzezkilkadni,żebyzwiedzić
miasteczko,apóźniejjedziemydoWilna.
Gdyzamykalizasobądrzwihotelowegopokoju,ciepłyczerwcowy
wieczórprzemieniłsięwrównieprzyjemną,magicznąnoc
świętojańską.
Ewanigdynieprzebywałatakdalekoodrodzinnegogniazda.
Wszystko,cowidziałyjejoczy,byłodlaniejnowością,akiedy
wydawałaokrzykizdumienia,kroczącyobokmążmusiałzagryzać
wargi,byniewybuchnąćśmiechemnadjejdziecinnymentuzjazmem.
Chociażreakcjeżonybardzogobawiły,rozumiałdoskonale,żedla
dziewczynywychowanejwobrębieniewielkiejparafiiprowincjonalne
Wilnobyłocentrumświata.PodobniezachowywałsiępanGliński,
gdyżionwybrałsięzmłodąparąnaLitwę,bydowiedziećsię,czy
wtamtejszymszpitaluznajdziesięposadadlamłodego,
wykształconegonaZachodziedoktora.Marcingorącowspierał
przyjacielawjegostaraniachichętniezgodziłsię,byten
imtowarzyszył.
Sasickibywałwświecieidobrzewiedział,jacypotrafiąbyćludzie.
Mimotoogromniesięcieszył,żejegoukochanajesttakprostolinijna.
Niemożliwebyłoniezepsućsiębodajodrobinę,przebywając
wzagranicznychszkołach.Chociażnigdyniemiałwśródznajomych
opiniiuwodziciela,toznałwielekobiet.Niejednawodziłazanim
powłóczystymspojrzeniem.Podwzględemmoralnejniewinnościnie
dorównywałswojejmałżonce.Jużwówczasgdyzobaczyłjąkąpiącą
sięwCzarnymPotoku,pozwalałsobiepopuszczaćwodzefantazji,
aowegodnia,gdyprzyszedłtamnazrywaćbazinawielkanocnystół,
ogarnęłagotakanamiętność,żegdybypannaJabłońskagonie
powstrzymała,zrobiłbycoś,czegoniemożnacofnąć,aczegooboje
ogromniebyżałowali.Bardzosięwięccieszył,żewykazałasięwtedy