Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
Drzwizhukiemuderzyływścianę.Silnypodmuchzimnego,
jesiennegowiatruwdarłsiędoizby,gaszącpłomienieświec.Gwar
natychmiastucichłiwszyscyspojrzelinawchodzącychdooberży
przybyszów.Jedenzwędrowcówpostąpiłokrok.Deszczowekrople
wodyskapywałyzjegopłaszcza,tworzącnapodłodzeniewielkie
kałuże.Postaćweszławsmugęświatłaiwtedykarczmarzzobaczyłjej
siwe,związanewwarkoczykiwłosy.
Mężczyzna,wprzeciwieństwiedooberżysty,byłszczupły
iwysoki.Jednymruchemzdjąłirzuciłnapobliskąławęciężkie,
skórzanenakrycie.Nosiłkrótkimieczzgłowicą,zwczepionymwnią
szkiełkiemprzypominającymrubin.Karczmarzpodniósłwzrok
inapotkałciemneoczy,nadktórymiciążyłygrube,kruczebrwi.
–Zapraszamy,waszmości…–wydukał,arękąwskazałnawolne
miejsce.–Piwa?Miodu?Kaszyzwarzywami?Wszystkosmaczne,
wszystkoświeże!–zachwalał.
Mężczyznanieodpowiedział.Wyjąłrękęzzapasaiodwróciłsię
doswoichtowarzyszy,którzynadaltkwiliwprogu.Kiwnąłpotakująco
głową,anastępnieusiadłprzodemdoizby.Jedenzjegokamratów
zamknąłdrzwiiwwyszynkuzapanowałagłuchacisza.
Karczmarzzniepokojemspoglądałnatędziwnąkompanię.Stało
przednimtrzechmężów.Jedenbyłniskiigruby,poruszałsiępowoli,
lekkokuśtykając.Usiadłobokwysokiego,cośmruknąłdosiebie.
Leniwiezdjąłskórzanerękawiceirzuciłjenastół.Otarłdłońodłoń,
ukazującliczneranyiskóręwbliznach,różowąodpoparzeń.Zsunął
płaszcz,pozwalając,ażspadnienasiedzisko.Podnimnosiłnaddarty
czasem,przylegającydopotężnegociaławams,równieczarnyjaknoc.
Podrugiejstronieławy,tyłemdokarczmarza,zasiadłmężczyzna