Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zwykwintniewystrzyżonączarnąbrodą,wąsamiibokobrodami.
Oberżystaniezdążyłmusięprzyjrzeć,gdyżniemalżewtejsamej
chwilicichojakkototarłsięoniegoostatniprzybysz,najsmuklejszy
zcałejkompanii.Gdyusiadłizdjąłrękawice,najednymzjegopalców
zabłysłsrebrnysygnetzwęglowymkamieniem.Imdłużejkarczmarz
wpatrywałsięwotchłańoczka,tymbardziejjegopolewidzenia
otaczałaciemność.
Ktośmijużkiedyśonichopowiadał–przemknęłomuprzezmyśl.
Ojedynejwswoimrodzajubiżuterii,jakąnosilijedyniwswoim
rodzajuludzie.
PostaćskryładłońzpierścieniemwrękawiStaryBroot,oberżysta,
otrzeźwiał.Miałtylkochwilę,byprzyjrzećsięswymgościom.Nie
chciałdrażnićnachalnymwpatrywaniemsięwichtwarze,więc
pochyliłsięsłużalczo,czekającnapolecenie.
–Winaichleba.Tylenamtrzeba,dobryczłowieku–usłyszał.
–Oczywiście,mójpanie–odpowiedziałizniknąłwdrugiejizbie,
gdziejegomałżonkaprzygotowywałastrawę.
Wgospodzie,gdziejakcowieczórgromadzilisięmężczyźni
zokolicznychwiosek,nadalpanowałacisza.Niektórzyznichbylijuż
całkiempodchmieleniibyłoimobojętne,ktozaszedłdokarczmy.
Citrzeźwiejsi,zzałożeniawrogopatrzylinaprzybyszów,zaśinni
rozmarzonymwzrokiemwpatrywalisięwopartąokamienne
obmurowaniekominkaniewiastęobujnychkształtachizwiązanych
chustąsłomianychwłosach.Dłubaławzębachinieprzejmowałasię
zainteresowaniemkilkuzgości.
–Szlagbytotrafił–warknąłnajgrubszyiprzeciągnąłdłonią
pomokrejtwarzy.–Jeszczejedendzieńtakiejulewy,awszyscy
potopimysięjakkociaki.
Przezchwilęchłopiwciszyanalizowaliwypowiedźmężczyzny,
poczymnaglejakjedenmążwrócilidoswoichrozmów.Niktjuż
nawetniepatrzyłnawędrowców.Karczmarkaoobfitychkształtach