Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Karotenzłapałgozarękę,przerywająctenimprowi-
zowanykoncert.
–Chybanaprawdęcośjestnietak.
–Będzielepiej,kiedypoćwiczę.
–Nieotochodzi.–Rudzielecwskazałdrżącympal-
cemniebo.–Popatrzcie.
Tamcidwajrównocześniezadarligłowy.
Krążącenadosiedlemstadowronznikło,wzasięgu
wzrokuniepozostałanijedenptak.Zrobiłosięniezwy-
klecicho,dochłopcówniedocierałteraznawetszumru-
chuulicznegozpobliskiejdwupasmówki.Przestałomżyć,
uspokoiłsiętakżeporywistywiatr,ajednakpodniebo-
skłonemszybkosunęłyzwałyniskich,bardzogęstych
chmur,gaszącnieliczneprześwitysłonecznegoblasku.
–Paskudnietowygląda.–Szuflawcisnąłdokieszeni
zgrabiałedłonie;wjegogłosiepojawiłosięwięcejpiskli-
wychtonówniżzwykle.–Chybazbierasięnaburzę.
Pawiansięroześmiał,aleponieważwyszłotojakośnie-
wesoło,umilkłszybko.
–Dobrzetosobiewszystkowykombinował,starycwa-
niak!–Rzuciłponurespojrzenienanarożnikbudynku,
zaktórymniedawnozniknąłwózekpanaHenia.–Pew-
niestrzykałomuwkościachnazmianępogody,wjego
wiekuczujesiętakierzeczy.Naopowiadałbzdur,żebynas
postraszyć.
–Noniewiem,niewiem…–Karotengłębiejnacią-
gnąłkaptur.–Chybaoziębiłosiętrochę?
–Wełbiecisięoziębiło!–huknąłrozdrażnionyPa-
wian.
Okularnikskrzywiłsięnieznacznie,czubkiembutado-
tknąłpowierzchnikałużynachodniku–podnaciskiemci-
chotrzasnęłalodowaskorupka.
18