Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Skazaniec
TOMIIIZagarśćsrebrników
55
przychylnitomusiałimpłacić,aoniniezadowalali
siębyleochłapem.
Kamińskiod
pierwszejchwili
zaufania.
Nawet
wydał
mi
nie
się
człowiekiem
niegodnym
zamieniłemznimsłowa,alewystarczyło,że
przyjrzałemsięjegopalcom.Wswoimżyciuznałem
tylkojednegoczłowieka,którywidentycznysposób
miałtakwypielęgnowaneizadbanedłonie.Paznokcie
ozdrowympołysku,żadnychzgrubień,zadziorówczy
odstającychskórek.Takie
dłoniemiałWiktor
Kozłowski,asamamyślojegoosobiebudziławe
mnietylkozłeobawy.Tak,wiemoczymteraz
myślicie.Zgadzasię.Miałemswojeuprzedzenia,
możeibezzasadne,alemiałem.
DwarazywmiesiącuprzychodziładoSkarbowego
wodwiedzinypiękna,eleganckakobieta.Chłopaki
zachwycalisięjejurodą.Mówili,żewyglądajak
modelkazżurnala.Zawszeodzianawekskluzywne
ciuszki,
puszyste
futra,
szykowną
biżuterię
irozsiewającadookołasiebiezniewalającyzapach
perfum,któregoaromatycznawońdryfowałapocałej
saliodwiedzin.Miaławsobietocoś,cosprawiało,że
oczywszystkichwędrowaływjejkierunku.Zawsze
siadałaprzystoleobokoknaitamspędzałarazem
zKamińskimniedzielnepopołudnia.Ichociażjej
rozmówcamiałnasobiewięziennydrelich,toitak
obojewyglądali,jakbyznaleźlisiętutajprzez
pomyłkę.
Jakbyta
rzeczywistość
była
jakimś