Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Skontaktowaliściesięjużznim?
–Nie.Musimypoczekać.
–Naco?
–Nanią.Niechcisamawytłumaczy.Wkońcutojejwina–
mruknąłiwstał,zbierającsiędowyjścia.
–Poczekaj,niewychodź!–krzyknęłaEdyta.Czułasięskołowana
imnóstwopytańpchałojejsiędogłowy.
–Boco?Będziesztęsknić?–spytałzironią.–Potemwrócę
zjakimśżarciem.Terazmuszęzająćsięmałym,zanimAkson
gozatłucze,bostraszniedrażliwysięzrobił.Wytusię
zaprzyjaźniajcie.
Kiedyzostałysame,Edytanatychmiastwróciłanaswojąstronę
przyczepy.Łypałakrzywonatowarzyszkęniedoli,niemającochoty
nanawiązywaniejakiegokolwiekkontaktu.Byłanasiebiezła,bonie
zapytałaoBeatę.Możenastępnymrazem.
Wreszcieustabilizowaławzrok,wlepiającnoswzamazanączarną
maziązakratowanąszybę.Przezszparywidziała,żenazewnątrznie
dziejesięnic.Żadnegoruchu.Obserwowałabudę,wktórej
poprzedniegodniazniknąłGrześ.Rozważała,nailemożesięoprzeć
nainformacjachodBłażeja.Niemusiałmówićjejprawdy.Nicnie
musiał.
Wpewnejchwilidotarłodoniej,nacopatrzy.Okna!Dostutysięcy
czortów,przecieżtusąokna!Justynaztymwielkimbrzuchemnie
miałaszans,aleonaspokojniesięzmieści.Jeślifaktycznie
popodwórkuniktsięnieplącze,wyleziepocichu,wtensamsposób
uwolniGrzesiaimigiemsięulotnią,choćbypiechotą.Zawiadomi
policję,awtedypotęnieszczęsnąkobietęteżktośprzyjedzie.
Toprzecieżniemożliwe,tosięniemieściwgłowie,żebymiałarodzić
wtejdziurze…
Wyszperaławkieszenispodnifrotkęizwiązałaniąwłosy,
boprzeszkadzałyigrzałyokropnie.Zaczęłaszarpaćsięzklamką,
pierwszyrazwżyciuszczerzecieszącsięwduchu,żenie
maszczególnieobfitegobiustu.Potężnearbuzyzastopowałyby
jąnaamen.Chwałanektarynkom!Wyłamiekraty,wyślizgniesięjak
dżdżownicaibędąmoglijejconajwyżejnagwizdać.Uśmiechnęłasię
dosiebie,wietrzącjużpowiewsatysfakcji,jakądajejzwycięstwonad
nimi.Trafiłakosanakamień,wżyciuzniąniewygrają,ćwoki.
–Darujsobie.–Usłyszałanarazzzapleców.–Kwestięokien
przerobiłamodrazunapoczątku.Zablokowaliczymśnaamen.Nie
uchylisztakzwyczajnie,zklamki.Tylkozzewnątrzsięda.Atekraty