-Przerażające,alenajpierwmusiszustaćnanogach.
Po
kolejnych
trzech
plaskaczach
chudzielecutrzymałrównowagę,wzbudzając
wGarettcieodrobinęuznania.
-Proszę,proszę–brodaczprzemówiłzrozbawieniem.–Wiedziałem,żenapędzicię
prezesowskabuta.
Pozostalidwajintruzitakżesiędźwignęli,zmuszającGarettadowzmożonejgotowości.
Wyglądalijednaknazupełniewycieńczonychikażdyznichmiałnacielewidoczne
odmrożenia.
-GdziePiotrek?–Chudzielecrozejrzałsiędookoła,tężejącnawidokGaretta.–Cotoza
gość?
-Jakiśmiejscowy.Wydajesię,żechcenampomóc.
-Wydajesię?
-Madośćobszernesanie,moglibyśmyprzewieźćnanichKwidzyńskiego.
-Imnie–chłopiecodezwałsięponownie,wdalszymciąguuczepionynieprzytomnego
ciała,którecorazbardziejzapadałosięwtopniejącymśniegu.Ubraniawszystkich
przybyszówbyłydoszczętnieprzemoczone.–Niedamradymaszerowaćwśniegu!
-Nieudawaj,żelazłeśowłasnychsiłach!–wtrąciłciemnowłosymężczyzna,nieznacznie
wyższyodchudzielca.–Wlokłemcięjakkulęunogi!
-Seba,dajspokój.
-Wybaczszefie,alebachorjestzdecydowaniezbytroszczeniowy.
-Tojeszczenic.–Brodaczwestchnąłzirytacją.–Niemaszpojęcia,jakietocośjest
upierdliwe,aletoniezmieniafaktu,żenajsłabszeogniwotrzebachronić.
-Raczejodciąć.
-Niejestemnajsłabszymogniwem!–dzieciakwrzasnąłzdotkliwądlauszu
częstotliwością,poczymwskazałpalcemnieruchomeciałogrubasa.–Onjest
najsłabszymogniwem!
Garettzaczynałczućsięjakpiątekołouwozu.Miałswojąmisję,którąstanowczo
nadwyrężył.Postanowiłzostawićimtrochęskóriwspaniałomyślniewskazaćkierunekdo
najbliższejwioski,abyinnimogliużeraćsięzobcymikrzykaczami.
-Mamswojesprawy–oznajmiłniezręcznie.–Podzielęsięskóramiipożywieniem,bo
zachwilęznowutrzaśniemrozem.
-Zaczekaj!–Brodaczpodbiegłdoniego,wskazującnieszczęsnesanie.–Mógłbyśnam
pomóc?Wyprowadźnasprzynajmniejztychprzeklętychgór.
18