Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Mhm–przytaknął.
–Musiszbyćostrożny–rzuciłam,pocierającmuramię.
Najegotwarzypojawiłsięlekkiuśmiech.Chwyciłmoją
dłońiprzyłożyłjąsobiedoust.
To,żedotknęłamjegoramienia,wcaleniebyłooznaką
czułości.Chciałamjedyniezetrzećzniegociemną,
przypominającąsmarplamę.
Choćtowcaleniebyłsmar.
–Powinieneśnasiebieuważać–powtórzyłam.
Nieważnejakmocnobymtarła,plamanajegoramieniu
niechciałazniknąć.
Wkrótcedotarłydoniegowieści.
Wjedenztychzwyczajnychdni.Jakcodzieńbyłakurat
wpracyipokazywałklientowifunkcjenajnowszego
modelutelefonu,atakżetłumaczyłszczegółydotyczące
abonamentu.Produkowałsięztakimzapałem,
żezaczynałogojużbolećgardło,aleklientjedyniekiwał
głowąbezsłowa,niezmieniającprzytymwyrazutwarzy.
AkiedytylkoTae-gyeongskończyłmówić,tamten
oznajmił,żejeszczesięzastanowi,ipoprostuwyszedł.
Wyczerpany,opadłnakrzesło.Rozważałwłaśnie,czy
niezaparzyćsobiekawy,kiedywłaścicielsalonu
komórkowego(którybyłjednocześniejegoznajomym
zliceum)skończyłrozmawiaćprzeztelefonispojrzał
naniegozpoważnąminą.
–Pamiętaszgomoże?
–Kogo?
–KangMun-seoka…–Zustkierownikapadłomęskie
nazwisko.
Gdytylkojeusłyszał,przypomniałsobiesensprzed
kilkudni.Wielkie,głębokie,azarazemzupełniepuste
tęczówkinależącedoniewyrażającejżadnychemocji,
przypominającejrobotakobiety.
Przełknąłgłośnoślinę.