Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pracęnato,abysięniązająć?–Tymrazemrozległsię
głosmatki.
Złamany,zachrypniętyodciągłegopłaczugłos,który
raniłmisercenakażdyzmożliwychsposobów.
–Victor,myzojcemmamyzasobąlatanajwiększej
świetności.Osiągnęliśmyjużswojeceleimarzenia.
Jesteśmynaemeryturzeimamyczas,abyzająćsię
Grace.–Spojrzałanamniezudrękąwoczach.–Jesteśmy
blisko,atyzawszebędzieszmógłjąodwiedzaćizabierać
nakażdywolnyweekend.Wiem,żejesteściezesobą
zżyci,alenalitośćboską…Chłopcze,tymaszdopiero
dwadzieściapięćlatiwłaśnieznajdujeszsięwnajlepszym
momencieswojejkariery!Niemożeszwtakmłodym
wiekupodejmowaćtakichpoważnychdecyzji.
Wtejwłaśniechwilizdałemsobiesprawę,żemoi
rodzicewciążjeszczeuważalimniezadziecko,którym
byłem,gdykilkalattemuopuszczałemtendom.Przecież
niektórzyludziewmoimwiekumielijużoddawna
założonerodzinyiniktniewmawiałim,
żesąnatozamłodzi,zamałoodpowiedzialniczy
nieprzygotowani.
Tobyłamojaświadomadecyzja.Dojrzewałemdoniej
powoliodmomentu,wktórymSamusłyszaładiagnozę.
Czułemsięnasiłachiwiedziałem,żebędęwstanie
podołaćzadaniu,którymbyłowychowanieGrace,a
imnajzwyczajniejwświeciechodziłotylkoomojąkarierę.
Tegobalisięnajbardziej.Żenigdyniedorównamsławie
własnegoojcaicelowozaprzepaszczętęszansę.
–Gracetojedynaosoba,któramiponiejzostała
–wydusiłem.
Zamrugałemkilkukrotnie,czującłzypodpowiekami.
–Skarbie…
–Obiecałemjejto…–Ponowniewszedłemmatce
wsłowoiprzełknąłemślinę.–ObiecałemSam,
żezastąpięmałejojca,inicinnegoniemateraz
znaczenia.Mamwdupieto,żebędęmusiałdzielićczas
pomiędzyprowadzeniezajęćaopiekęnaddzieckiem.
Tonormalnasprawaikażdyrodzicsięztymmierzy.
Wcaleniemuszęrezygnowaćzmarzeń–oznajmiłem