Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Czasamizastanawiałamsię,jakczęstopeniskomisarza
bywałwustachmojejmatki.
–Panna–postanowiłamwyjaśnić,alezabrzmiało
totakjakośśmiesznieinieautentycznie.
Prudenwyciągnąłdomniewilgotnądłoń.Pachniał
lasemisprejemnakomary.Miałsrebrnewłosy
imięsistynos,musiałbyćjużposześćdziesiątce.
Niebieskazapinananaguzikikoszulabyła
pomarszczona,anadskórzanympaskiemrobiłmusię
corazwiększybrzuszek.Wyobrażałamgosobie,jak
wniedzielnepopołudniależyrozwalonynakanapie
imamroczezłośliweuwagiwkierunkutelewizora.
Tymczasemjegożonaoposturzemyszycichokrzątasię
podomu,podajekolejnepiwaipróbujeubłagać,żeby
wreszciezacząłbraćtabletkinaserce.Pewniepowinien
pójśćnaemeryturęjużzedwalatatemu.
–Dziękuję,żeprzyszłaś–powiedziałzupełnie
zwyczajnie,jakbywcaleniezasiałwmojejgłowie
wątpliwościdotyczącychzaginięciabrataijakbyśmy
żylinadługoprzedwynalezienieminternetu.–Żałuję,
żewidzimysięwtakprzykrychokolicznościach.Życzysz
sobiecośdopicia?Wody?Kawy?
UprzejmośćPrudenazirytowałamnie.
–Nie,dziękuję.Chcętylkosiędowiedzieć,
ocochodzi.Dlaczegomójbratzostałpowiązany
z…–niebyłamwstaniewymówićnagłossłowa
„morderstwo”–…ztądziewczyną?
–JoannaWilkes.NazywasięJoannaWilkes
–poprawiłmniePrudenmoralizatorskimtonem,jakby
chciałdaćdozrozumienia,żedehumanizujęofiarę