Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
książkami,osłabłoznacznieipamięćczęstozawodzićgozaczęła.
Nawiosnę,gdystopniałśnieg,znalezionowwąwozieprzy
cmentarzudwanawpółzgniłetrupystaruszkiimałegochłopca,
zoznakamigwałtownejśmierci.Wmieścienieumielioczeminnem
mówić,jakotychtrupachiniewiadomychzabójcach.Jan,bojącsię,
abyniepomyśleli,żetoonzabił,chodziłpoulicachzuśmiechem
naustach,aprzyspotkaniuzeznajomymibladł,czerwieniłsięigorąco
przekonywał,żeniemapodlejszejzbrodni,jakzabójstwosłabych
ibezbronnych.Kłamstwotowkrótcezmęczyłogoizastanowiwszysię
trochę,doszedłdowniosku,żewjegopołożeniunajlepiejjestschować
sięugospodyniwpiwnicy.Przesiedziałtucałydzień,potemnoc
idzieńnastępny,agdyzmrokzapadł,potajemnie,jakzłodziejposzedł
doswegopokoju.Doświtupozostałnaśrodkupokoju,nieruszającsię
iprzysłuchując.Ranoprzyszlidogospodynizduny.Janwiedział
dobrze,żemająoniprzerabiaćpiecwkuchni,alestrachpodszepnął
mu,żetoprzebranipolicyanci.Pocichutkuwyszedłzpokojuizdjęty
strachem,bezczapkiibezsurduta,pobiegłnaulicę.Zanimujadając
puściłysiępsy,jakiśchłopnawoływałgo,wuszachświstałwiatr
iJanowiwydałosię,żegwałtiprzemoccałegoświatazgromadziłysię
zajegoplecamiigoniągo.
Zatrzymaligo,odprowadzilidodomuiposłaligospodynię
polekarza.DoktorAndrzej,októrymniebawemmówićbędziemy,
przepisałzimneokładynagłowęilaurowekrople,smutniepokiwał
głowąiodszedł,uprzedziwszygospodynię,żewięcejjużniewróci,
gdyżnietrzebaludziomprzeszkadzać,gdydostająpomięszania
zmysłów.Wdomuniebyłozacożyćileczyćsięiwkrótceodwieźli
Janadoszpitalaipołożyligonasalichoróbwenerycznych.Niesypiał
ponocach,dziwaczyłiniepokoiłchorych,niezadługoteżprzenieśli
gozrozkazudoktoraAndrzejadoszóstegopawilonu.
WciągurokuzapomnianozupełnieoJanie,ajegoksiążki,zwalone
przezgospodyniędosani,zostałyrozkradzioneprzezłobuzów
ulicznych.