Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
cotydziyń…
Możeiprzyniosła,mytamniewiemy.Wracajcielepiej
dodomu!
Kiejjozestrazogodoło!Chliybywzieny,ajopuścili
jazetutok.Pedzieli,zechciołouźryć,jakponpracujo!
Artystawiedział,żejużnicnienamaluje,wiatrteżsię
wzmagał,więcodłożyłwkońcupędzelifarby,wytarł
dłoniewgałganekipowoli,niepewnie,zacząłzłazić
zrusztowania.
AniewidzielipontutokmoiHanusi?przypadła
doniego,gdytylkosięznalazłnaziemi.
Niewidział,alesłyszał,jużzedwiegodzinytemu.
Rozejrzałsię,szukającswegopomocnika,aleijego
nigdzieniebyło.Zerknąłnażołnierzy,jedenznich
ostrzegawczozmarszczyłbrew.
Niewidziałem.Rozłożyłręceciąglejeszcze
poplamionefarbą.Odranatunawysokościstoję
iwizerunekNajświętszejPanienkikończę.Nawetwdółnie
patrzę.
TerazjednakpatrzyłnamatkęHanusi,itozuwagą.
Mogłamiećtrzydzieścikilka,góraczterdzieścilat,jej
urodajużmocnodojrzała,alejeszczenieprzekwitła.
Włosywymykającesięspodchustkibyłygęste,bez
jednejsiwejnitki,twarzogorzała,ciemniejszaniż
ucórki…Alezatooczy!Wjejoczachpaliłsięogień.
Zdawałomusię,żegoprzepalanawylottymswoim
spojrzeniem.
Ha!SiłanamHankawchałpiegodootymłobrazie.
Dziyńzadniemdziouchatutokmitrynzy,inosiegapi,jak
ponmalujom,arobotawpoluceko…
Samateżwkońcuspojrzaławgórę,gdzienawapiennej
skalepowstawałomalowidło.Zaplątaninącieńszych
drążkówigrubszychbelekprześwitywałbiało-niebieski