Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
IlerazyMarzenabudziłasięprzestraszona,boczuła
gdzieśbliskoczyjąśobecność?Irzeczywiście.Oświetlona
blaskiemksiężycatwarzmatkipochylałasięnadnią,oczy
zdawałysięwzimnejpoświaciejaśniećjakimśwariackim
światłem,bladośćpoliczkówwynurzałasięzciemności
pokojujakprzerażającewidmo.Matkanasłuchiwała,
czasamiprzysuwaładłońdoustcórki,aonaniemogłasię
pozbyćmyśli,żejeszczetrochę,jeszczekilka
centymetrów,możenawettylkojeden,adłońopadnie.
Przyciśniesiędootwartychprzerażeniemwarg,odetnie
dopływpowietrza.Leżałajakskamieniała,przyglądałasię
przezprzymkniętepowiekimatce,tłumaczyłasamej
sobie,żeonaprzecieżtakzawsze,żemusisprawdzić,czy
dzieciomnicniejest.Żeżyją,oddychająimająsię
dobrze.ZbiegiemlatMarzenanauczyłasięliczyć,czy
raczejBaśkapowiedziałajej,żepowinnapoliczyć
dodziesięciu,noczasamimożedodwudziestu,amatka
pójdziedalej.Wswojąwędrówkę,któratrwałaprzecież
odmomentuichnarodzinitrwaćpewniemiaładalej.
Żetakjużmusibyćiniemawtymniczegostrasznego.
Żenadkażdymzdziecipochylisię,sprawdzi,czyoddech
miarowounosiklatkępiersiową,przykryjekołdrą.
Wreszcieprzydrzwiachodwrócisięjeszcze,omiecie
czujnymspojrzeniempokój,westchniekilkarazyzulgą
idopieropołożysięzpowrotemspać.
Marzenawiedziała.Nierozumiałajednakisiętego
poprostupodziecięcemubała.
Baśkanie.
Zawszetakbyło.Jednatworzyłasobielękiistrachy,
próbowałajeoswoić,przyjrzećimsięzbliska.Alezbliska
okazywałosię,żemająowielewiększezęby,niż
podpowiadałajejwyobraźnia.Żetaknadobrąsprawęnie
miałapojęcia,zczymusiłujesięzmierzyć,dopókinie
spojrzałatemuprostowtwarz,niedotknęła,niepoczuła,
żezamiastzwycięstwaponosisromotnąporażkę.
Lazławogień.Takmawiałababcia,ojciec,nawet