Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Tymrazemfizjoterapeutanieskomentowałmoichsłów.Oboje
wiedzieliśmy,żeto,copowiedziałam,byłostuprocentowąprawdą.
Spadam.Podniosłamsięiwyciągnęłamwjegokierunkudłoń.
Uścisnąłmocno.Dziękizawszystko.
Niemazaco.
Dozobaczenia,alewinnychokolicznościach.
Trzymajsię,dzieciaku.Skinąłmigłową.
Wyszłamzsalibezcieniażalu.Szybkiprysznic,sucheubrania
ibyłamgotowawracaćdodomu.Zarzuciłamtorbęnaramięiruszyłam
szybkimkrokiemwkierunkumieszkania.
Telefonrozdzwoniłsię,gdybyłamwpołowiedrogi.Zerknęłam
nawyświetlacz.Kurwa.
Odebrałam.
Philips.
KapitanDayechcecięwidziećusiebieodezwałasiękobieta
podrugiejstronie.
Będęzagodzinęrzuciłamsucho.
Masztrzydzieściminut.Usłyszałamwodpowiedzi.
Rozłączyłamsię,zcałychsiłpowstrzymująccisnącesięnausta
przekleństwa.Wpadłamdomieszkaniajakburzaipraktycznie
zrzuciłamzsiebiesportoweubrania.Niemalwlociewłożyłam
mundur,zaczesałamwłosynagładkoiupięłamjewciasnykok.
Czapkazdaszkiem,kluczykiibiegiemnaparking.Zerknęłam
nazegarek.Cholera,małoczasu,małoczasu!Docisnęłamgaz
ipędziłamwkierunkudowództwabazy.Losnajwyraźniejmiałdzisiaj
dobryhumor,bojaknigdyniemalodrazuznalazłammiejsce
parkingowe.Wyskoczyłamzsamochoduipobiegłamdobudynku.
Przystanęłamdopieroprzedszklanymidrzwiami.Zdjęłamczapkę,
upewniłamsię,żewłosyodpowiedniozaczesane,irównym,
pewnymkrokiemweszłamdośrodka.