Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
KlaraFinaGulleborga
NastępnegodniaJanzeSkrołykistałprzezkilkagodzinzrzędu
poddomem,trzymającnarękuswącóreczkę.
Itymrazemczekałdługo,alesprawaprzedstawiałasięjużzgoła
inaczejniżwczoraj.Miałtowarzystwo,toteżanisięgniewał,ani
smucił.
Trudnopowiedzieć,jakmiłegodoznawałuczucia,przyciskając
dopiersimałe,ciepłeciałkodziecka.Przyszedłdoprzekonania,
żedotądnawetdlasiebiesamegobyłtwardy,nieprzychylnyizły,teraz
zaśprzepajałagoradośćiszczęścieniewysłowione.Niemiałpojęcia,
żemożnadoznawaćowegoszczęściaprzeztojedynie,siękogoś
kochazcałegoserca,zcałejduszyswojej.
Stałpoddomem,usamychdrzwi,zpewnymnaturalniezamiarem.
Miałasięstaćwtymwłaśniemiejscurzeczważna,anawet
decydująca.
Odsamegoranawysilalisięobojezżonąnawyszukanieimienia
dladziecka.Roztrząsalisprawębardzogruntownieidługo,
zastanawialisięnadkażdymzmożliwychimion,ważącwszystko,
coprzemawiałozalubprzeciw,aleniemoglidojśćdożadnego
rezultatu.
NakoniecpowiedziałaKatarzyna:
Niemainnejrady,tylkomusiszstanąćzdzieckiempoddomem
iuważaćnaprzechodzącemimokobiety.Pierwszą,jakasiępokaże,
spytajoimięitoimięwłaśnie,czybędzieprosteczypańskie,damy
naszemudziecku.
Aledomostwoleżałonauboczu,zdalaoddrogi,przetonie
zdarzałosięwieluprzechodniów…ba…częstoniepokazałsięnikt
przezcałydzień.
Dniategomgłaprzysiadłagóry,niepadałjednakdeszcziniewiał