Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
namogiletrzypotężnedęby;kunimzarazskręcilinasipodróżni.Zaraz
teżtrafilinaśladydrogi,którażółciłasięnastepieodkwiecia
wyrosłegonabydlęcymnawozie.Drogabyłapusta,aniczumaka
naniej,animazi,anisiwychwołówwolnoidących.Gdzieniegdzie
leżałytylkokościbydlęce,porozwłóczoneprzezwilkiiwybielone
nasłońcu.Podróżniszliciągle,wypoczywalijenowdąbrowach
cienistych.Czarnowłosepacholęukładałosiędosnunazielonej
murawie,adziadczuwał.Przechodziliteżiprzezruczaje,agdzie
broduniebyło,togoszukali,chodzącdługobrzegiem.Czasemteż
dziadprzenosiłpacholęnarękuzsiłądziwnąwczłeku,któryjuż
chodziłpożebranymchlebie.Alebyłtobarczystydziad!Takwlekli
sięznowudowieczora,wreszciepachołekusiadłprzydrodze
wlesiedębowymirzekł:
Jużmiitchubrak,isiłyzbyłam.Niepójdędalej.Tusiępołożę
izamrę.
Dziadzakłopotałsięsrodze.
O,toprzeklętepustkowie!rzekłanifutora,anisadybynadrodze,
aniżywegoczłeka.Aleniemożemytutajnanoczostawać.Wieczór
jużzapada,zagodzinęciemnobędzieaposłuchajjenowaćpanna!
Tudziadumilkłiprzezchwilępanowałaciszagłęboka.
Alenagleprzerwałdaleki,posępnygłos,któryzdawałsię
wychodzićzwnętrznościziemi,arzeczywiściewychodziłzjaru
leżącegoniedalekodrogi.
TowilcyrzekłpanZagłoba.Zeszłejnocymieliśmykonie,tonam
koniezjedli,terazbydonassamychsięzabrali.Trzymam
cijawprawdziepistoletpodświtką,alemiprochuniewiem,czy
nadwarazystanie,aniechciałbymsłużyćzamarcepannawilczym
weselu.Słyszyszwaćpannaznowu!
Wycieistotnierozległosięznowuizdawałosiębliższym.
Wstawaj,detyno!rzekłdziad.Aniemożesziść,tocięponiosę.
Cóżrobić!Widzę,żezanadtopolubiłemwaćpannę,aletopewnie
dlatego,żeżyjącwstaniebezżennym,własnychprawychpotomków
zostawićniemogłem,ajeślimamnieprawe,tobisurmanami,bom
wTurczechdługoprzebywał.NamnieteżkończysięródZagłobów
herbuWczele.Waćpannasięstarościąmojązaopiekujesz,aleteraz
wstawajalbolisiadajminaplecy,nabarana.
Nogimitakociężały,żejużiruszyćsięniemogę.