Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Niemartwsię,poradzęsobieznim.
–Myślę,żepaniporadzisobiezkażdym.Założęsię,
żejeszczedostanieodpaniburę.
–Jeślitakzrobię,najpewniejniezostaniezbytdługo
moimchłopakiem.
–Jużpaninanimniezależy?
–Mark!–Justinzzażenowaniaukryłtwarz
wdłoniach.
Evieprawiegopolubiłazatengest.
–Totajemnica–odpowiedziałazuśmiechem.
–Aha...Ajemunapanizależy?–niedawał
zawygranąchłopiec.
–Podzisiejszymwieczorzepewniejużnie
–powiedziałapogodnie.
–Alegdybymunadalbardzozależało,to...
–Mark,wystarczyjużtego–skarciłgoostroJustin.
Usłuchałwjednejchwili,alewidaćbyło,
żenatychmiaststraciłhumor.
–Wcalesięniegniewamzatepytania–próbowała
załagodzićEvie.–Tylkosobietakżartujemy.
–UśmiechnęłasięporozumiewawczodoMarkaipuściła
doniegooczko.
Odwdzięczyłsięjejtymsamym.
SpojrzałanaJustina.Wyglądałonato,żebył
niepocieszonyzpowoduwykluczenia
gozzaczarowanegokręgutychpoufałychspojrzeń
imrugnięć.Pochwilidoszłajednakdowniosku,
żemusiałojejsięzdawać.Toczystyabsurd.JustinDane
nigdyniedawałsięzbićztropu.