Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
leżeliwzagłębieniachkamieni,wygrzewającsięwsłońcuidrzemiąc.
Krzykichłopakówichobudziły.Wstali,utytłanibiałympyłem
izbliżylisiędokrawędzifilaru,patrzącwstronęłódki.
–Ej,wioślarze–krzyknąłjedenznich.–Zaczekajcienanas!
–Czegoonchce?–zapytałpodejrzliwieLoczek.
Wciągusekundychłopakwspiąłsiępopierścieniachdopołowy
wysokościfilaruizkrzykiemwskoczyłdowody,innizaczęli
wskakiwaćzmiejsc,gdziestali,poczympłynącnaboku,przemierzyli
rzekęwszerz.Pokilkuminutachbylijużprzyłodziirękamiuczepili
sięburt;włosylepiłysięimdooczu,zasłaniającparszywegęby.
–Czegochcecie?–zapytałMarcello.
–Wchodzimynałódkę.Aco,niepodobasię?
Copocząć,skorotamcibyliodnichwięksi.Najeźdźcywdrapalisię
napokładi,nietracącczasu,jedenznichzażądałodAgnola:
–Dawaj!–Poczymodebrałmuwiosła.–Płyniemynadrugą
stronęmostu–dodał,wpatrującmusięwoczy,jakbychciałspytać:
Wporządku?
–Płyniemynadrugąstronęmostu–powtórzyłAgnolo.
Tamtenzacząłwiosłowaćzcałejsiły,aleprzyfilarzeprądbył
rwący,awłódcebyłopełnoludzi.Przepłynięcietychkilkumetrów
zajęłoponadkwadrans.
–Borgoantico
daitettigrigisottoilcieloopaco
iot’invoco…[1]
–śpiewałależącanałodziczwórkazvicolodelBologna,
najgłośniejjakpotrafiła,żebyusłyszeliichprzechodniezPonteSisto
iznadrzecznychbulwarów.Przeciążonałódźpłynęłanaprzód,
zanurzonawwodziepobrzegi.
Loczek,nieprzejmującsięprzybyszami,ciągleleżał
naburmuszonynazalanymdniełodzi,ledwiewystawiającgłowęponad