Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
łapczywiewresztkichleba.
Naglepokutnikpoczułulgę,żewysłałpozostałych
mnichówdomiastapozapasy.Jeślimyszmiałarację,nie
chciałryzykowaćżyciapostronnychosób.Braciabylidla
niegołaskawi–wpuściligozamuryswojejpustelni,
dlategoniechciał,żebyktokolwiekmusiałztegopowodu
cierpieć.
Nastawiłuszu,wsłuchującsięwodgłosydobiegające
zzamurówmonastyru:szumwodypłynącejwoddali,
skrzypieniezwodzonegomostu,świstwiatruwgórach
–ipomrukgrzmotu.
Nie,toniegrzmot.Tobyłocośznaczniebardziej
złowieszczego.
Mężczyznapodniósłmyszzpodłogi,ukryłjąwdłoni
iwstał.
–
Gdziedokładniewidziałaśtychinnych?
–spytał.
–
Nazewnątrz
–odparłamysz,nieprzerywając
jedzenia.–
Naniebie.Sąnazewnątrz,naniebie.
Wtedyświątobliwymążpoczułichobecnośćbardzo
wyraźnie.Byliwszędzie,otaczaligo.Posadzkamonastyru
zaczęładrżeć,niczymwuściskujakiegośrozgniewanego
giganta.Zsufituopadałkurz,fragmentyskałikawałki
drewna;naścianachpojawiłysiępierwszepęknięcia.
Pokutnikprzycisnąłmyszdopiersi,chroniącjąprzed
spadającymgruzem.Wtedymuramimonastyru
wstrząsnęłapotężnaeksplozja.Ścianyrozpadłysię,jakby
byłyzklocków,osuwającsiędoCzarnejRzeki
iodsłaniającGórySerbskieoraztych,którzyczekali
nazewnątrz.
Byłoichconajmniejdwudziestu.Unosilisię
wpowietrzu,machającpotężnymiskrzydłami.Dźwiękten
przypominałmuprzyspieszonebiciesercaotaczającejich
dzikiejdoliny.Wrękachtrzymaliognistemiecze.
Pokutnikcofnąłsięokrokodziejącejpodjegostopami
przepaściiścisnąłmocniejbezbronnestworzenie,które
trzymałwdłoni.Niespuszczałznichoczu.Nieczuł
strachu.Niektórzyskłonilisię,czującnasobiejegowzrok.
Widaćpamiętalijeszczeczas,kiedywymagałodnich
respektuiposłuszeństwa–mimożebyłytoczasytak