Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Niechpantampopłynie.Zawszejakaśodskoczniaodwakacyjnej
nudy.
–Nienudzęsię.Dużospaceruję,trochępływam.Paręlat
naurlopieniebyłem.
–Askądpanprzyjechał?Jeżelimogęspytać.–Uniosłarękę
wprzepraszającymgeście.
–ZWarszawy–odparł.–Żadnatajemnica.
–Dotakiejdziury?Zestolicy?–Wyglądałanazdziwioną.
Tymrazemtoonsięuśmiechnął.
–Opróczurlopumamtujeszczeparęinnychsprawdozałatwienia.
–Rozumiem.–Odwróciłagłowęiprzymknęłaoczy.
Patrzyłnaniącorazbardziejurzeczony.Zaplecamirozległsię
nagledobiegającyodstronynamiotówpłaczdziecka.Kobieta
otworzyłaoczy,jakbycośzbudziłojązesnu.Wstałazławki.
–Muszęlecieć–powiedziała,zanimpodałamuwyciągniętądłoń.
Miałamocny,męskiuścisk.–Wystarczywspomnieńnajedenraz.
Cieszęsię,żepanaspotkałam.
Iodeszła,pozostawiającposobiechłóddłoniikarminowy
uśmiech.
Ijeszczecoś.
Kiedystraciłjązoczuispojrzałtam,gdzieprzedchwiląsiedziała,
dostrzegłleżącąpodławką,złożonąnaczworokartkę.Zaintrygowany,
rozłożyłjąiprzeczytał.Równe,eleganckiekobiecepismo
informowało:
Niechpanpopłynienawyspę.Onatamjest.
Spojrzałwkierunku,wktórymodeszła.Którędywyszła?Brama
wjazdowanaterenośrodkabyłajeszczezamknięta.Ścieżką
odpomosturuszyłkuogrodzeniu.Wystarczyłotylkoobejśćbudynek
stróżówki,byznaleźćdziuręwsiatceukrytązakrzakiemdzikiegobzu.