Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
uciekaliprzedzimąiprzenosilisięzjednegouroczegomiejsca
wdrugie,podziwialitesamecudowności,czytalitesameksiążki,
rozmawiali,śmialisię,przyjaźnilisięztymisamymiosobami–całym
ichmnóstwem,bowiemdokądkolwiekbysięudali,ojcieczdawałsię
odrazuznajdowaćsobiekolejnychprzyjaciół,dodającichdoogromnej
kolekcjitychjużposiadanych.Przezwielelatnieoddaliłasięodniego
nawetnajedendzień–niemiałaochotysięodniegooddalać.Gdzie
izkimmogłabybyćrównieszczęśliwa?Całytenszmatczasubył
jednympasmemsłońca.Żadnychzim–nic,tylkolatoiwięcejlata,
słodkiewonie,błękitneniebo,cierpliwawyrozumiałośćojcadlajej
powolności(sambowiemmiałniezwyklelotnyumysł)imiłość.Wjej
oczachbyłnajzabawniejszymkompanem,jakiegomożnasobie
wymarzyć,najżyczliwszymprzyjacielem,najświatlejszym
przewodnikiem,najtroskliwszymojcem–jednakteraz,kiedyumarł,
niczegonieczuła.
Jejojciec.Umarł.Nazawsze.
Wypowiedziaławmyślachtesłowa,alenicnieznaczyły.
Odtądmiałabyćsama.Bezniego.Jużzawsze.
Wypowiedziaławmyślachtesłowa,alenicnieznaczyły.
Leżałmartwywtamtympokojunapiętrze,któregooknabyły
otwartenaościeżiktóregodrzwizamknęłyprzedniądwiekobiety
zmiasteczka.Uśmiechnąłsiędoniejporazostatni,wyrzekłostatnie
słowa,jakiemiałdoniejwyrzec,ostatnirazzwróciłsiędoniejjednym
zowychuroczych,półżartobliwychprzezwisk,któretakuwielbiałdla
niejwymyślać…Aprzecieżledwiekilkagodzintemujedlirazem
śniadanieisnuliplanynatendzień.Przecieżdopierowczorajjechali
razempopodwieczorkuwstronęzachodzącegosłońcaizauważyłprzy
drodze(tymiswoimibystrymioczami,którewidziaływszystko)jakiś
nadzwyczajnygatunektrawy–ipodekscytowanyrzadkim
znaleziskiem,zatrzymałsię,żebyjejnarwaćizabraćdozbadania,