Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żeniepotrafiłemspojrzećojcuwoczy.Odwróciłemsiępowoli
izacisnąłempowieki.
–Toniejestdlamnieprzyjemność,synu–powiedział.
Krzyknąłemzbólu,kiedypierwszyrazspadłnamojepośladki.
Szczęściewnieszczęściu,żeniekazałmizdejmowaćspodni.
–Niejęczjakdziewczynka.Bądźmężczyzną!–dodałsurowo.
Czułemsiębardzoupokorzony.Pozostałebatyzniosłemwciszy.
Kiedymójtyłekbyłjużspranynakwaśnejabłko,ojcieczaczął
przepytywaćmniezostatnichwahańnagiełdzie.Naszczęściebyłem
dobrzeprzygotowanyiobyłosiębezdodatkowejkary.
Poprawiłemspodnie,krzywiącsięzbólu,iwyszedłemzdomu.
Miłoszczekałprzysamochodziezzatroskanymwyrazemtwarzy.
Wrękutrzymałświeżąkoszulę,którąszybkozmieniłem.Pokręciłem
głową,dającdozrozumienia,żeniechcęrozmawiać.Podróżdoszkoły
przebiegławciszy.
Mójproblempolegałnatym,żeniemiałemgdziesięschować.
Wdomubałemsię,żeojciecprzyłapiemnienachwiliodpoczynku,
wszkolezaśdokuczalimirówieśnicy.
Takwysoki,potężnyiponurybudynekprzyprawiałmnieociarki.
Czesnebyłobardzoduże,więcdoszkołytrafiałytylkodzieci
ześmietankitowarzyskiej.Ktośmógłbypowiedzieć,żetodobrze.
Wszkoleniebyłozłodziei,patologiianiuczniów,którzymogliby
poczućsiędyskryminowanizewzględunaniższystatusspołeczny.Ale
prawdabyłataka,żedziecimilionerówbyłyrozpieszczone
irozwydrzonedogranicmożliwości.Wszkoledochodziło
dodręczenia,dyskryminacjiiwyłudzeń.Takichkujonówjak
jajedzononaśniadanie.
Niepałałemwięcentuzjazmem,żegnającsięzMiłoszem
iwchodzącdogmachuszkolnegonalekcję.Próbowałembyć
niewidzialnyiprzezwiększośćczasumisiętonawetudawało
–siedziałemsam,starałemsięniewychylać,przerwyspędzałem