Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dowymienionegoprzezciebieapartamentu.Kazałemnaszykowaćtam
kolację.Lubięwspokojukontemplowaćpięknewidoki
–tupopatrzyłemnaniąznacząco–awtymlokalujeststanowczo
zadużoturystów,bytorobić.
–Odrazuprzechodziszdorzeczy,co?–Zaśmiałasięperliście.
–Pocoowijaćwbawełnę.Czastopieniądz,amyjesteśmy
wmieściebogaczy–odparłemzrozbawieniem.
–Słusznie.
Pomogłemjejzejśćzwysokiegokrzesłabarowego,poczym
wziąłemjązarękęipoprowadziłemwstronęwindy.Gdytylkozłote
drzwizatrzasnęłysięzanami,dziennikarkachwyciłamniezakrawat
iprzyciągnęładosiebie.Pchnąłemjąnawyłożonąkryształowym
lustremścianę.WpiłemustawwydatnewargiCrystal.Smakowała
słodkimdrinkiem.Wmojenozdrzauderzyłkwiatowyzapachjej
perfum.Szybkoodebrałamidechswojąnatarczywością
iintensywnościąpieszczot,którymimnieobdarzała.Takobietabyła
zdecydowaniewmoimtypie.Szkoda,żenaszaznajomośćnie
rokowałanaprzyszłość.
Windastanęłanatrzydziestympiętrze.Wręczzniejwypadliśmy,
wciążcałującsięjakszaleni.Przyłożyłemdłońdoczytnika
umieszczonegoprzymoimapartamencie,ajegorzeźbionewbogate
ornamentydrzwistanęłyprzednamiotworem.Salonbyłolbrzymi,
wypełnionyzbędnymimoimzdaniemdekoracjami,wktórychtak
lubowalisięArabowie.Przywykłemdotegonadmiaruozdób
ikolorów,jednakskrycietęskniłemdonowoczesnejprostoty
iminimalizmu.Tużzasalonemznajdowałasięsypialnia.Naprogu
chwyciłemblondynkęwramionaizaniosłemjądopotężnego
królewskiegołożazbaldachimem.Lustrawzłotychramach
umieszczonenaścianachisuficiewielerazybyłyjużświadkamimoich
figli.
Złożyłemdziennikarkęnamiękkimposłaniu,poczymklęknąłem