Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Potym,copowiedziałamzatymidrzwiami,chybaniemam
wyjścia.–Felicjaspojrzałanamahoniowedrewno,zaktórymjeszcze
paręminuttemurzucałaobelgi.–Aleniemogłampostąpićinaczej.
Wtejfirmieprzestałosięszanowaćpracowników.Kiedypieniądz
zaczynaprzejmowaćkontrolęnadludzkimumysłem,trzebauciekać.
Jauciekam.
–Acozemną?–Oczydziewczynyzaszkliłysię,wypełniła
jerozpacz.
–Acomabyć?–Felicjawydęłaintensywniepomalowanewargi.
Odkądpamiętała,kochałaczerwonykolor,krwistaczerwieńodczasów
liceumbyłajejznakiemrozpoznawczym.–Typracujesztunadal.
Tylkoniedajsobąpomiatać.Nikomu!–rzuciłanaodchodnym
iskierowałasięwstronęwyjścia.
–Zazdroszczępaniodwagi…
SłowadziewczynyzawisłygdzieśzaplecamiFelicji.Odwaga–czy
abynapewnotobyłaodwaga?Jejsiostranazwałabytoraczej
nieodpowiedzialnąbrawurą,amamadziecinadą.Copowiedziałaby
babciaMichalina?
Felicjanachwilęsięzamyśliła.Ciekawe,dlaczegoprzyszłajej
namyślrodzina...
Zmocnobijącymzemocjisercemzeszłapostromychschodach
–zazwyczajwybieraławindę.Dziśjednakwszystkowyglądało
inaczej.Minęłaportiera–wciążmiałtęsamą,znudzonąminę.
Głębokioddechwzięładopieronadole,kiedyostrepromienie
słońcazmusiłyjądozmrużeniawielkich,niebieskichoczu.Stała
naśrodkuulicywcentrumRzeszowa.Życietoczyłosiętudokładnie
taksamojakwtedy,gdywchodziładowysokiegobudynku.
Samochodytaksamopędziłyjedenzadrugim,ludziebiegliprzed
siebie,wpatrzenialbowewłasnebuty,albowbliżejnieokreśloną
przestrzeń.Podrugiejstronieulicyznajdowałasięagencjareklamowa,
zktórejusługFelicjaczęstokorzystała–cudowniewspółpracowałojej
sięztamtejszymigrafikami.Iteraztowszystkomiałosięskończyć.
ZesmutkiempomyślałaopanuAndrzeju,zktórymjużnie