Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Przytyłaparękiloprzeztekilkalat,gdysięniewidziałyśmy,ale
tosprawia,żejestjedynieuroczozaokrąglona.Niewysokajakja,
ojasnychjakpszenicawłosachspiętychwniedbałykoknaczubku
głowy,ogorzałejskórzezsiateczkązmarszczekizaraźliwym
uśmiechu,byłazawszemoimulubionymczłonkiemrodziny.Jejoczy
patrząnaświatbystrozzaszkiełokularów,jejruchysąenergiczne
ipełneżycia.Ażdziwne,żeonaimojamatkasąsiostrami,takbardzo
sięodsiebieróżnią.
Ciotkawkońcumniedostrzega;jejuśmiechjeszczesięposzerza,
gdyporzucatalerzeibiegniedomnie,byzamknąćmniewmocnym,
niedźwiedzimuścisku.
–Lucynka!–krzyczymidoucha.–Janekmimówił,
żeprzyjechałaś!Dobrze,żewstałaś,boprawiewyszłamzsiebie,
próbującsiępowstrzymaćprzedobudzeniemcię!Chcęwiedzieć,
coturobiszicosięstało!
–Toodrazumusiałosięcośstać?–mamroczę,oddającuścisk.
Ciotkaodsuwamnienadługośćramieniaiprzyglądamisię
uważnie.Czuję,jakrumienięsiępodtymspojrzeniem.
–Marniewyglądasz–stwierdza.–Chybaschudłaś,prawda?
Imaszcieniepodoczami.PrzepracowujeszsięwtejWarszawie?
Matkadałacipopalić?Spokojnie,pozwolęcituodetchnąć.
Uśmiechasiędomnieciepło,amnienaustaciśniesiętowszystko,
cowydarzyłosięwostatnichdniach.Sądzącpoczujnymspojrzeniu
ciotki,doskonalewie,żepowinnambyćteraznaMalediwach,alenie
mówinatentematanisłowa,boniejesteśmysame.Kątemokazerkam
naJanaWagnera,którywydajesiętotalnieniezainteresowanynaszą
rozmową.Kiedymójwzrokspotykasięzjego,jedynieoszczędnie
kiwagłową.
Cozadziwnyczłowiek.
–Janku,skończysztusam?–prosiciotka.Tenprzytakuje