Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Prolog
Weronika
Dopierogdywjechałamnaosiedlowyparkingizgasiłam
silnik,poczułam,jakpowolischodzizemnienapięcie.
Zrobiłamto.Przejechałamtakiszmatdrogizupełniesama
itobezwiększychdramatów,nieliczącprzebiegającego
gdzieśprzezktórąśzulickotaibudowyprzywyjeździe
zmiasta.Oparłamręceokierownicęizamknęłamoczy,
próbującodzyskaćpsychicznąrównowagę.Ostatnie
miesiącemojegożyciaobfitowaływmniejlubbardziej
niespodziewanewydarzenia,niemogłamzatembyć
pewna,cotakiegospotkamnienatrasie,choćoczywiście
odjakiegośczasuuważałamsięzacałkiemogarniętego
kierowcę.Wogóleuważałamsięzaogarniętego
człowieka,którywreszcieczujesięsamowystarczalny
wpozytywnymtegosłowaznaczeniuiwie,czegochce
odżycia.Postrzeganiesamejsiebiewtakichkategoriach
przynosiłomiwielesatysfakcji.
Poczułamsiębłogo,oddającsiękilkuminutowej,
wyciszającejmedytacji,gdyusłyszałamcichepukanie
wokno.Spojrzałamnauśmiechającegosiędomnie
mężczyznęiodwzajemniłamuśmiech,jednocześnie
odsuwającszybę.
Wypatrujęcięjużodkilkugodzinimartwięsię,czy
abyniczłegosięniewydarzyło,atyucinaszsobie
drzemkę?zapytałzudawanymgniewem.Jegooczy
śmiałysięłobuzersko,awrękachtrzymałczerwonąróżę