Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ichrzęściłprzykażdymruchuramion.Potnaskórzekaregozmienił
sięwszron,ajegonogigrzęzływcorazgłębszymśniegu,więc
szedłwolniej.Wokółnichwznosiłsięłańcuchpagórków,bezśladu
ludzkiejbytności.Karyszedłlekkimtruchtem,bezoznak
zmęczenia,pewnym,dogodnymdlajeźdźcakrokiem.ChenZhen
popuściłmucugli,zdającsięnakoniawwyborzetempaikierunku.
Naglepoczułlęk,jakąśniesprecyzowanąobawęzacząłsiębać,
żekaryzgubidrogę,żezmienisiępogoda,zerwiesięburzaśnieżna
iżezamarznienatympustkowiu.Zapomniałtylkobaćsięwilków.
Kiedyzbliżalisiędowąwozu,biegkaregonaglestałsię
niespokojny,ajegonasłuchująceuszyznieruchomiały,nakierowane
kudolinie.Poderwałłebiparsknął,myląckrok.ChenZhen,dla
któregobyłatopierwszasamotnawyprawanastepie,niewyczuł
przedsobąniebezpieczeństwa.Karyniespokojnierozdąłchrapy
iwpatrzonywwejściedowąwozu,zacząłzmieniaćkierunek,chcąc
przejśćnaokoło.ChenZhenwciążnierozumiał,ściągnąłwięccugle
iskierowałtruchtkoniawprostprzedsiebie.Karybiegłcorazmniej
równo,awjegoruchachznaćbyłonapięcie,jakgdybywkażdej
chwiligotówbyłrzucićsiędogalopu.Widząc,żejegoostrzeżenia
nieprzynosząskutku,końodwróciłłebiugryzłfilcowybutjeźdźca,
aprzerażeniewjegooczachnagleuświadomiłoChenZhenowi
czyhająceniebezpieczeństwo.Alebyłozapóźnodrżącykrok
karegowniósłgojużwtulejowatewejściedowąwozu.
GdyChenZhenspojrzałprzedsiebie,zestrachuniemalspadł
zkonia.Wblaskuwieczornejzorzy,naśnieżnymzboczu,
wodległościczterdziestumetrów,jegooczomukazałosięstado
złocistychizabójczychmongolskichwilków.Wpatrywałysię
wniegowszystkie,jednenawprost,inneodwróciwszyłby,aich
spojrzeniaprzeszywałygo,przewiercałynawylot.Najbliżej
znajdowałosiękilkawielkichwilków,niemniejszychodlamparta,
dwarazypotężniejszychodtych,którewidziałwpekińskimzoo,
połowęodnichwyższych,połowędłuższych.Kilkanaściesiedziało
dotądnaśnieżnymzboczu,aterazpowstaływszystkie,zogonami
wyprężonymijakmiecze,którezachwilęwysunąsięzpochwy,jak
cięciwynapiętychłuków,gotowychdowypuszczeniastrzały.