Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
śnieguiodpryskilodu.Psyszczekały,ludzienawoływaliiTenger
sięuśmiechnął.Naniebienaglepojawiłysięchmuryitemperatura
natychmiastspadła.Warstewkaroztopionegośniegustwardniała
izmieniłasięwkruchy,łamliwylód,trzykrotniezwiększająctym
samympewnośćibezpieczeństwowyprawy,iodtejchwiliłodzie
jeszczeodważniejprzyśpieszyły.Ludziezdjęliczarneokulary,
szerokootworzylioczy,podnieśligłowyizawołali:„Tenger!
Tenger!”.AChenZhenodczułwtejchwiliobecnośćmongolskiego
WiecznegoNieba,Tengera,któryznówpieszczotliwiedotknąłjego
duszy.
NaglezezboczanabrzegurozległysięgłosyYangKeiBajara,
wołającychchórem:„Mamyjedną!Mamyjedną!”.ChenZhen
spojrzałprzezlunetęizobaczył,żeYangKe,chybapod
przewodnictwemBajara,jakimścudemwykopałdużąsztukęiteraz
obajciągnęliwkierunkuwozu.Inniteżchwyciliłopaty
ipopędzilikuzaspie.
Śnieżnałódźopuściłajużbezpiecznąstrefęicorazbardziej
zbliżałasiędogazeli.Woczachzwierzęciawidniałyrozpacz,
przerażenieicośjakbysłabebłaganie.Zewszystkichstronotaczały
zapadliny,autrzymującyskrawektwardejpowierzchni,nie
większyniżstół,wkażdejchwiligroziłzałamaniem.
Pchnijdoniejderkę,powoli.Aleniezbytpowoli.Niewolno
cijejprzerazić,jestkotna,więcmamytudwie.Nastepienikomu
niejestłatwo,każdemutrzebadaćszansęprzeżycia.
ChenZhenskinąłgłową.Naczworakach,powoliprzesunąłderkę
nadzapadlinę,niemalpodsameracicegazeli.Nieuciekała.Być
możezostałajużniegdyśocalonaprzezludzi,amożechciała
zawszelkącenęuratowaćmałe,którenosiławbrzuchu,bojednym
skokiemznalazłasięnaderce.Uklękłananiej,trzęsącsię,niemal
sparaliżowanazmęczeniemizimnemiogłupiałazestrachu.Chen
Zhenodetchnąłgłęboko,obajpowoliprzeszlinadrugąderkę
iznajwiększąostrożnościąprzesunęlipierwsząponadzapadliną,
kierującsięnazachód,kubezpiecznemumiejscu.Przekładalitak
derkikilkanaścierazy,dotarlitam,gdzieniebyłojużśnieżnych