Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wy​co​fa​niesięwsie​bie.
PIĄ​TEK24
Szary,wietrznydzień,równieżzimny.Zima,októrej
prawiezapomnieliśmy,przybyłazeszłejnocy
izamierzakrążyćwokółnasprzezkilkadni.
Poukładałemchrustprzeddomem,żebywyznaczyć
nowykwietnik,alezdecydowałemsięodłożyćkopanie
nacie​plej​szydzień.
Wczorajodbyłemraczejoptymistycznąwyprawę
donaszejlokalnejszkółkiwGreatstone,gdzierośliny
możnanabyćzaułamekregularnychcen,iwróciłem
zlawendą,rozmarynem,skalnicą,krokosmią,irysem
iokazałąjukądlaukoronowaniacałości.Kiedy
pakowałemjedostarej,drewnianejskrzyni,gadatliwy
właścicielprzybytkupowiedział:„Cholera!Tojest
tatajemnica,niemożnazasadzićichzbytwiele.Teraz
spójrznarabatę,niepodlewałemjejanirazu,
odkiedyzro​bi​łem”.
Zpowrotemwdomuzasadziłemrośliny
wosłoniętymzakątkuizamieniłemstarąskrzynię
zdrewnanaminiszklarnię.Zasiałemszczypior
ipostawiłemdoniczkiwokniezwróconymnapołudnie,
razemzsadzonkamigeranium,którewracajądożycia
pociemnejzimiespędzonejwłaziencewPhoenix
Ho​use.
*
Kiedyczarnetornadocisnęłomałymdomkiem
zKansasprzezburzliwechmurydoOz,zwiałemzkina
prostonaulicę.Jakczęstowdziecięcychsnachbyłem
uwięzionynaszmaragdowychpodłogachiścigany
przezarmieZłejWiedźmy,któreprzekształcałysię
wnieustępliwąfalangęmaszerującychgwoździ,