Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wniewielkimpubiepanowałakameralnaatmosfera.Awangardowamuzykasączyła
sięcichozdobrzerozmieszczonychgłośników,skuteczniezagłuszającbębniącyoszyby
wrześniowydeszcz.Przezogromną,zamokniętąścianęzprzydymionegoszkłamożnabyło
podglądaćprzechodniów.Cokilkaminutjakiśobcyciołeknaciskałzzewnątrzklamkę.
Jednakpoprzeczytaniukartkiwywieszonejnadrzwiachcofałdłońirozczarowanyodchodził.
Ci,którzysiedzieliwśrodku,mieliztegoniezłyubaw.Napis„tylkodlaklubowiczówza
okazaniemkartczłonkowskich”skutkowałlepiejniżpostawienieprzywejściudwóchrosłych
ochroniarzy.Taknaprawdękażdymógłtuwejść,acośtakiegojakkartaczłonkowskanigdy
nieistniało;przynajmniejżadnazosóbsiedzącychwśrodkunigdytakowejnieposiadała.
Lokalizacjapubuwruchliwymmiejscuwcentrumstolicymogłaprzyciągnąćowiele
więcejgościniżzwykle,alewłaścicielomlokaluniezależałonaprzypadkowychosobach.Do
„Kanapowa”-botakowomiejscesięnazywało-przychodzilistalibywalcy,którym
odpowiadałaprzytulnośćlokalu.Właściwiewszyscysiętuznali,nawetjeślitaznajomość
byłabardzopowierzchowna.Cennikwywieszonynadbaremnienależałdo
najskromniejszych,aleci,którzytuprzychodzili,zdawalisobiesprawę,żepłacączadrinka
czykawę,płacągłówniezabrakprzypadkowościipewnegorodzajuelitarność.Botobyło
coś-nacisnąćklamkęiprzekroczyćprógpubu,wchodzącdośrodkajakdowłasnego
mieszkania.To,żewiększośćtutejszychgościmiaławłasnąchatę,byłopewne.Możnasię
byłotegodomyślićpomarkowychubraniachistrzępachrozmów,któretoczyłysięprzy
stolikach.Zresztąniemasięczemudziwić-gdybyniepewnazadziornośćwobecżyciai
ponadprzeciętnapewnośćsiebie,nigdynieprzekroczylibytegoprogu.Cofnęlibydłońjak
większośćpoprzeczytaniukartkiwywieszonejnadrzwiach.
Barnaba,trzydziestopięcioletniatrakcyjnykawaler,siedziałprzystolikuwkąciesalii
przeglądałporannągazetę.Cojakiśczaswykonywałnieznacznyruchręką,jakbychciał
odgarnąćgrzywkęzczoła,jednakwostatniejchwilicofał,przypomniawszysobie,żez
pozoruniedbaleopadającewłosywynikiemostatniegostrzyżeniawnajmodniejszym
saloniefryzjerskim.Potrzebowałkilkudni,żebysięprzyzwyczaićdotejzmiany.Czekałteraz
naśniadanie,którewtejchwilirobionodlaniegowkuchni.Mógłsobienatopozwolić.Był
menedżeremwdużejfirmiekomputerowejistaćgobyłonajadanienamieście.Wpustym
mieszkaniutożadnaprzyjemność,biorącpoduwagęfakt,żebrudnenaczyniatrzebapo
wszystkimpowstawiaćdozmywarki.Coprawda,paniJadziaprzychodziładwarazyw
tygodniu,żebydoprowadzićmieszkaniedoporządku,aletobyłowszystko,comogłamu
zaoferować.Przeglądałgazetę,alewiadomościzpierwszejstronymierziłygo;nieznalazłnic,
conadłużejprzykułobyjegouwagę.Naszczęściekelnerkaprzyniosłajajecznicęześwieżymi
bułeczkami.Wiedział,żezachwilędoniesiejeszczearomatycznąkawę.Odruchowospojrzał
nazegarek.Dochodziłaósma.Wtymmomencieotworzyłysiędrzwiidopubuwszedłjego
kumpel.Barnabaniemiałbynicprzeciwkotemu,żebywyglądaćjakŁukasz:typ„macho”z
burząciemnychwłosówiwypielęgnowanymdwudniowymzarostem.Przedewszystkim
jednaktoostrerysykumplabyłyprzedmiotemskrytejzazdrościinformatyka;jegosamego
naturaobdarzyłaraczejdelikatnymtypemurodyimożnabyłobytojeszczeprzeżyć,gdyby
niejedno„ale”.To„ale”,którekazałoBarniemupracowaćnadwłasnąsylwetką.Inie
chodziłoopowiększaniecałkiemjużsporychmięśni.Barnimiałjednąwadę,którejszczerze
nienawidziłiktóragobardzobolała.Miałcośtakiegojakbiodraichoćniebyłytotypowe
biodrakobiece,tojednaksporomusiałsięnatrudzić,żebyubioremzakamuflowaćten
obrzydliwymankament.Patrzyłteraz,jakŁukaszzdejmujepłaszcziumieszczagona
wieszaku.Niemusiałpodnosićręki,abytamtengozauważył.Tośniadaniebyłojakrytuał,
przyktórymmógłsięspotkaćzprzyjacielemiobgadać„planzajęć”nanajbliższewolne
chwile.Wieczoryprzeważnieodpadały;wfirmiesiedziałosiędopóźna,anocebyły
zarezerwowanedlaewentualnychkobiet,jeślitakiesięnadarzały.„Nadarzały”to
odpowiedniesłowo.WżyciuBarnabyaniŁukaszaniebyłoczasunastałezwiązki.Amoże
3