Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Spokojnie,jużsięwynoszę–powiedziaładziewczyna,
lekkouchylającoczy.–Niemusiszpanikować.Niktsięnie
dowie,żetubyłam.
–Niechciałemciębudzić,aleobokśpimójsyn...–
wyjąkałLew.
–Jasne,rozumiem.Pewniemiałeśnadzieję,żezmyję
sięwnocy,aleniestety,my,studentki,niemamykasy
nataksówki,aodmrozićsobietyłkateżnie
zamierzałam–odrzekła,wstajączłóżkawposzukiwaniu
swoichrozrzuconychpopodłodzeubrań.
Wnieskrępowanysposóbchodziłapopokojunago.Lew,
choćwidziałjąpoprzedniejnocy,odwróciłwzrok.
–Notak...powinienembyłzaproponować,żecię
odwiozę.Przepraszam.Niepomyślałem.
–Nicsięniestało.Jakmówiłam,jużzmykam.
Naciągnęłaspodnienanogiiwłożyłasweter.
–Wiesz,gdziesąmojebuty?–zapytała.
–Chybaprzydrzwiachwejściowych–odparłLew,
wstającinarzucającnasiebiestaryszaryszlafrok.
Dziewczynazmierzyłagowzrokiem.
–Jeżelichcesz,żebykobietywracałynakolejnąnoc,
tomusisztenszlafrokwyrzucić.Wyglądajakszmata
dopodłogi.
Lewprzejrzałsięwlustrze.Dostałszlafrokjeszcze
odswojejżonylatatemu.Materiał,wielokrotnieprany,
wyblakłibyłwymięty.Lewwzruszyłramionami.
Wnajbliższymczasieniezamierzałżadnejkobiety
zapraszaćnadłużejniżjednąnoc.
–Zobaczymysięwpracy–powiedziała,wychodząc.
–Tak...–odparłspeszonymgłosemRobert,jakby
dopieroterazdotarłodoniego,żewprzeciwieństwie
dokobietspotkanychwbarzeztąbędziemusiałsię