Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sponiewieraneręce,naktórychpracaprzytaczceipiecach
płomienistych,grynszpanisiarczekrtęciowyświadczyłyranami
iwrzodami,żetoręcekatorżnika.
Panteż…zAkatuja?
Tak,byłemwAkatuju.
Aterazwracapandoswoich,doWarszawy?
Nie,jadęnawieczneosiedleniedotajgi.
Wtymubraniu?
WtymubraniujabyłemhrabiąwWarszawieprzezjedendzień.
Takmniewzięliipokatordzezpowrotemubrali.Terazżandarmpuścił
nazakupy…Toileżjajestempaniwinien?
Ołówekdrżałjejwpalcachirzęsytrzepotały,byłasamąrozpaczą
izmieszaniem.
Janiewiem…Mamawyszła,tomamytowar.
Miłedziecko,towarmamy,aonaniemożebraćpieniędzy
odkatorżnikajakkażdaRosjanka,litujesięnadniesczastnym.
Wyjąłportfel.
Widzipani?Mampieniądze.
Alewszystkojedno…Żebytobyłomoje,to…Chwileczkę!
Przypomniawszy,widać,sobiecoś,wybiegładosąsiedniego
pokoju.Pochwiliwyszła,niosącnarękachjaktacęprześlicznąkoszulę
zseledynowegojedwabiu,bogatohaftowanąkrzyżykowymściegiem.
Tomoje,mojarobota…Panprzyjmietoodemnie,błagam!
Dobrze,alepaniprzyjmie,ilesięodemnienależy.Zajrzał
dojejpodsumowania.Dwadzieściaczteryruble.Proszę.Izcałego
sercadziękuję.
Położyłnakantorkuizacząłprzekładaćbieliznędowalizy.Ona
mupomagała.Milczenieciążyło.
Muszęjeszczezajrzećdoparusklepówidoapteki.Ażandarm
nadworcuczeka…No,napożegnanie!Wyciągnąłdoniejręce.