Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sklepiku.
Marcelwytłumaczyłwówczas,cozaszłotegorana
międzynimawłaścicielem,wówczasgdyprzybył,abysię
wprowadzić.
–Zatem–rzekłRudolf–panmanajzupełniejszą
słuszność:jesteśmyuniego.
–Jesteścieusiebie–rzekłgrzecznieMarcel.
Aletrzebabyłoobszernejpracy,abywytłumaczyć
Schaunardowito,cozaszło.Komicznywypadekpowikłał
jeszczesytuację.Schaunard,szukającczegoś
wkredensie,odkryłpieniądzepozostałe
zpięćsetfrankówki,którąMarcelzmieniłranoupana
Bernard.
–Ha!Byłemtegopewny–wykrzyknął–że
Traf
mnie
nieopuści.Przypominamsobieteraz...wyszedłemrano,
abygonićzanim.Spóźniłsięnibyzprzyczynykońca
kwartału,przyszedłwmejnieobecności.Minęliśmysię,
towszystko.Jakdobrzeuczyniłem,żezostawiłemklucz
wzamku!
–Słodkieszaleństwo!–szepnąłRudolf,patrząc
naSchaunarda,któryukładałmonetęwrównesłupki.
–Sen,urojenia,otożycienasze–dodałfilozof.
Marcelśmiałsię.
Godzinępotemwszyscyczterejspali.
Nazajutrzwpołudnieobudzilisię,bardzozdziwieni
zrazu,żesięznaleźlitutaj.Schaunard,CollineiRudolf
robiliwrażenie,żesięniepoznająitytułowalisięprzez
pan.
Marcelmusiałimprzypomnieć,żeprzybyliwczoraj
razem.
WtejchwilistaryDurandwszedłdopokoju.
–Proszępana–rzekłdoMarcela–mamydziś