Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
dziewiątegokwietnia,rokutysiącosiemsetczterdzieści...
jestbłoto,aJ.K.M.LudwikFilipwciążjeszczejest
królemFrancjiiNawary.Co!wykrzyknąłDurand,
spostrzegającdawnegolokatorapanSchaunard,
któ​rędy?
Te​le​gra​femod​parłSchau​nard.
Ależ,namiłyBógciągnąłodźwierny,spoglądając
nano​wegolo​ka​toraczyipantakżejestka​wa​larz?
DurandrzekłMarcelnielubię,abyliberia
mieszałasiędorozmowy;pójdzieszdosąsiedniej
jadłodajniikażeszprzynieśćśniadanienaczteryosoby.
Otokarta,dodał,wręczającświstek,naktórymskreślił
menu.
Spieszsię.
PanowiezwróciłsięMarceldotrzechmłodych
ludzizaprosiliściemnienawieczerzęwczoraj,
pozwólciezaprosićsiędziśnaśniadanie;niedomnie,ale
donasdo​rzu​cił,po​da​jącrękęSchau​nar​dowi.
Podko​niecśnia​da​niaRu​dolfpo​pro​siłogłos.
Pa​no​wierzekłpo​zwól​cie,abymwasopu​ścił...
Och,nierzekłsentymentalnieSchaunardnie
opusz​czajmysięni​gdy.
Toprawda,bar​dzonamdo​brzetu​tajdo​dałCol​line.
...wasopuściłciągnąłRudolfjutropojawiasię
„PrzepaskaIris”,dziennikmód,któregojestem
naczelnymredaktorem,muszęprzejrzećkorekty.
Wra​camzago​dzinę.
Dodiaska!rzekłCollinetomiprzypomina,
żemamudzielićlekcjipewnemuindyjskiemuksięciu,
któryprzy​byłdoPa​ryża,abysięna​uczyćpoarab​sku.
Pój​dzieszju​trorzekłMar​cel.
Och,nie!odparłfilozofksiążęmazapłacićdziś.
Apotem,wyznajęwam,żetenpięknydzieńbyłbydla