Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
gest,jakbychciałatozro​bić,alesiępo​wstrzy​mała.
Wciągnęłamgłębokopowietrzenosemiwypuściłam
ustami.Czytałamniedawnonajakimśportalu,
żetouspokaja.Gówno,nieuspokaja!Czerwona
wściekłośćprzesłoniłamioczyijednocześniebardzo,ale
tobardzoucieszyłamsię,żeMiśkaniewrócizeszkoły
jesz​czeprzezdo​brychparęgo​dzin.
Niebyłoczasu,żebypigułkizadziałaływycedziłam
przezzaciśniętezęby.Dowypadkudoszłozarazpojego
wy​jeź​dziezdomu.
Iwtedyprzypomniałamsobie,żespokojniebyłbyczas.
Widziałamprzezokno,żejeszczeprzezładnych
kilkanaścieminutMarcinsiedziałwsamochodzie.
Myślałam,żejestzbytwściekłyichcesięuspokoić,
zanimruszy,apotemcałkiemotymzapomniałam.Aon
wcalesięnieuspo​ka​jał,tylko...
Sugerujepani,żepolicjazataiłaprzedemnąfakty
do​ty​cząceśmiercimo​jegomęża?
Znowuwy​ko​nałatenruchra​mio​nami.
Wyjrzałamprzezokno.Wyszłosłońceiśnieg,który
spadłtużprzedWszystkichŚwiętychiciągleniechciał
stopnieć,skrzyłsiętak,żemusiałamzmrużyćoczy.Niebo
byłobłękitne.Wtakidzieńłatwomożnabyłouwierzyć,
żeży​cietobajka.